poniedziałek, 14 października 2013

Liebster Award II

 

    Hej. Zostałam nominowana po raz drugi do Liebster Award, lecz tym razem przez babajagę. Bardzo Ci dziękuję. Przez przypadek usunął mi się Twój komentarz, w którym mnie o tym poinformowałaś. Bardzo przepraszam...

Tym razem nie nominuję żadnych blogów.
A odpowiedzi na pytania od babajagi znajdziecie tutaj: ---->

Jeszcze raz bardzo dziękuję za nominację.
Buziaki, Maarit :*

środa, 2 października 2013

ASK

   
 


   Hej. Co prawda założyłam aska na mojego drugiego bloga, ale i tak możecie na niego wpaść i pytać o co chcecie. Chętnie odpowiem na każde pytanie :)


Tutaj macie link: ask.fm/LoveOfAccident

Zapraszam ♥

wtorek, 24 września 2013

LOL

   Hej. Na samym początku bardzo was przepraszam, że tak późno dodaje nowy post. Mówiłam, że dodam w weekend, ale nie było mnie w domu. Na dodatek jestem przeziębiona i nie mam kompletnie siły, bo wszystko mnie boli. No, ale nieważne. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie i jeszcze ktoś będzie miał ochotę przeczytać to, co tutaj zamieszczę. Miłego czytania :]


   Jakoś pod koniec wakacji wreszcie udało mi się obejrzeć film, pod tytułem "LOL". Jego reżyserką i zarazem współtwórczynią scenariusza, jest Lisa Azuelos. Swoją premierę światową miał 10 lutego 2012 roku. Jest to remake francuskiego filmu z 2008 roku, o tej samej nazwie, jak i reżyserii. W rolach głównych występują: Miley Cyrus (jako Lola), Demi Moore (jako Anne) ,Douglas Booth (jako Kyle) i George Finn (jako Chad).


   Nowy rok szkolny, a wraz z nim zachodzące zmiany w życiu Loli. Między innymi zostawia ją chłopak - Chad. Jednak u swego boku ma przyjaciela Kyle'a, który równocześnie jest najlepszym kumplem jej byłego. Między nimi pojawia się coś więcej, niż stosunki przyjacielskie. Lola zaczyna również miewać coraz większe problemy, eksperymentuje z narkotykami i coraz więcej myśli o seksie. Jednoczośnie ma trudności z porozumiewaniem się z własną matką, która samotnie wychowuje ją i jej młodszą siostrę. Czy jej relacja z Kyle'm przetrwa? I czy w końcu dogada się z rodzicielką?

   Bardzo się cieszę, że wreszcie znalazłam czas, by obejrzeć ten film. Jest to coś, co lubię, gdyż mówi o nastoletnich problemach, o okresie buntu. Czyli w sumie o czasie, który właśnie ma miejsce w moim życiu. Chociaż ja raczej się nie buntuję ;) 
Opowiada o pierwszych miłościach, które w końcu dochodzą końca. Które sprawiają nam pierwszy ból i wywołują u nas potok łez. O trudnościach, które napotykamy na swojej drodze. O tym, że czasem nie możemy się dogadać ze swoimi rodzicami, co doprowadza do konfliktu, a czasem takiej małej wojny. Ale również o przyjaźniach, tych prawdziwych, jak i udawanych. O przyjaciołach, którzy mimo wszystko przy nas są i nie opuszczają nas, gdy na horyzoncie pojawi się jakiś problem. 
   Myślę, że z tego filmu można wiele wywnioskować, nauczyć się. Ma on w sobie sporo wartości i nie jest to kolejna, naiwna historyjka. Wręcz przeciwnie, ktoś tworząc to, chciał nam coś przekazać. Przynajmniej dla mnie był on w pewnych momentach wartościowy i pozwolił mi zastanowić się nad paroma rzeczami, aspektami życia.
   Podobało mi się to, że poruszał wiele wątków, przez co nie był nawet przez chwilę nudny. Ukazał zwykłą nastolatkę, która boryka się z problemami codzienności. I to sobie cienię, bo można było obejrzeć w sumię często spotykane obrazki. A nie oglądać te wszystkie, naiwne historie. 
   Uważam, że Miley dobrze zagrała swoją rolę. Pasuje do takiej, nieco zbuntowanej osoby. Nie mam co do niej żadnych zastrzeżeń. Inni aktorzy również zagrali na dobrym poziomie. 
   Oczywiście bardzo podobał mi się grany przez  Douglasa Bootha - Kyle. Nie tylko pod względem wyglądu (bo oczywiście jest z niego niezłe ciacho), ale również ze sposobu bycia i cech charakteru. Uważam, że jest z niego świetny chłopak (chodzi mi o bohatera filmu, gdyż nie wiem jaki jest naprawdę). Ale wywołał u mnie jak najbardziej pozytywne wrażenie.
   Za to grana przez Ashley Greene - Ashely (co za zbieg okoliczności i w rzeczywistości i w filmie ma takie samo imię), jest po prostu świetna. Uważam, że ta aktorka bardzo dobrze pasowała do roli tej nieco, wrednej i "paniusiowatej" dziewczyny. 
   Zdarzały się również momenty, które mnie rozbawiły. Ha ha ha. Na samą myśl o nich, chce mi się śmiać. Ogólnie pomysły, jakie mogą mieć nastolatkowie w takim wieku, to mnie po prostu rozbraja. Ale nie będę nic zdradzać, obejrzycie, to zobaczycie :) 
   Tak na podsumowanie, jest to naprawdę godny polecenia, ciekawy film, który przyjemnie się ogląda. Jest on nie tylko dla młodzieży, ale również dla dorosłych. By ci młodsi mogli jeszcze lepiej poznać siebie i swoich równieśników, zaś ci starsi poznać świat z perspektywy nastolatków i lepiej zapoznać się z ich problemami.

   Jak najbardziej wam polecam ten film. Nie trwa on jakoś długo, bo nieco ponad półtorej godziny, ale jest to dobrze spędzony czas. Nie pożałujecie poświęconego czasu na jego obejrzenie. Przynajmniej takie jest moje zdanie :) Ja sama chętnie bym go obejrzała jeszcze raz.

poniedziałek, 16 września 2013

Info!

 


   Hej. Wiem, że ostatnio zawalam z tym blogiem. Rzadko zamieszczam na nim recenzje. Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Cały czas zbieram się do napisania czegoś, ale zawsze jest coś. Teraz jeszcze doszła szkoła, przez co mam mniej czasu. Ale obiecuję, że dodam coś w tym tygodniu, zapewne w weekend, chyba, że wcześniej znajdę czas.
Po prostu nie chcę dodawać niczego na siłę, napisane aby szybko.
Mam nadzieję, że nie będziecie na mnie bardzo źli, że tak rzadko zamieszczam posty.
Buziaki, Maarit :*


piątek, 13 września 2013

Libster Award

   Hej. Byłam zszokowana, kiedy dostałam wiadomość od Aleksandry K., że nominowała mnie do Libster Award. Mój szok był jak najbardziej pozytywny :)

Bardzo Ci dziękuję, to dla mnie naprawdę wiele znaczy. Nie wiem, czy zasłużyłam, ale i tak baaaaardzo Ci dziękuję. Jesteś kochana.

"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za “dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”

Pytania od Aleksandry K.:

1.Czego oczekujesz od swojego życia?
To trudne pytanie. Wiadomo, każdy czegoś oczekuje i pragnie od życia. Lecz niestety nie zawsze jest tak, jakbyśmy chcieli. Powiedziałabym nawet, że zazwyczaj jest zupełnie na odwrót. Niestety. Ale na pewno oczekuję, że kiedyś, gdzieś tam znajdę swoją drugą połówkę. Że będę miała okazję zaznać tego pięknego uczucia, jakim jest miłość. I wierzę, że to co się dzieje w moim życiu i nie zawsze mi się podoba, ma jakiś sens.

2. Jesteś tolerancyjna? Uzasadnij.
Myślę, że tak.Uważam, że każdy ma prawo być sobą. I nie można wyśmiewać czy też nie akceptować tego, że ktoś jest w jakiś sposób inny. Nie przeszkadza mi, że ktoś ma inny kolor skóry, jest innego wyznania czy orientacji, czy ma jakieś niedoskonałości. Bo tak naprawdę, nikt nie jest idealny. My też możemy być dla kogoś dziwni, inni. Poza tym nie można oceniać książki po okładce. Wiem, że większość ludzi zwraca uwagę na wygląd, no bo w końcu nie ma to, jak pierwsze wrażenie. Ale czasem warto zagłębić się we wnętrze tej drugiej osoby. Bo może się okazać wspaniała. Taka bratnia dusza.

3. Co sądzisz o współczesnych fejmach?
Nie za bardzo się nad tym zastanawiałam. I nie mam na ten temat zbyt wiele do powiedzenia.

4. Jak rozumiesz słowo "przyjaźń"?
Przyjaźń, jest to relacja pomiędzy dwoma lub więcej osobami, którym potrafisz zaufać i które znasz. Jak dla mnie nie można powiedzieć o kimś przyjaciel, znając go zaledwie tydzień. Prawdziwą przyjaźń buduje się długi czas. I nie można nią nazwać każdą relację, każdą znajomość. Tylko nieliczni zasługują na miano przyjaciół, tak zwani wyjątkowi.

5. Co byś zrobiła, gdyby jutra miało już nie być?
Kolejne trudne pytanie. Raczej niewiele, gdyż miałabym zbyt mało czasu. Ale na pewno zdecydowałabym się zrobić coś, na co odwagi brakowało mi dotychczas. No, bo nie musiałabym się przejmować co inni pomyślą.

6. Jak wyglądał Twój najgorszy sen?
Ojej, nie wiem. Dużo takich miałam. Mogę podać dwa przykłady snów, które jak dla mnie były okropne. 
Pierwszy, to śniło mi się, że szłam ulicą, było ciemno. Pusto, zero ludzi. Aż zauważyłam, że ktoś za mną idzie. Była to grupka jakiś mężczyzn. Zaczęłam szybciej iść, w końcu biec, a oni za mną. Byli coraz bliżej mnie i zaczęłam krzyczeć pali się!, żeby ktoś zwrócił na mnie uwagę, pomógł mi. Odwróciłam się, byli już prawie przy mnie i tu się obudziłam. 
A drugi, to byłam w jakimś lesie z innymi ludźmi, padał deszcz. Gonił nas dinozur. Zobaczyłam samochód, taką terenówkę, więc pobiegłam w jej stronę. Weszłam do niej. Usiadłam na tylnim siedzeniu. I nagle zobaczyłam nad swoją głowę wielką nogę dinozura. I w tym momencie również się obudziłam.
Może miałam i gorsze sny, ale już nie pamiętam.

7. Co daje Ci prowadzenie bloga?
Wielką przyjemność. Cieszę się, że mogę się podzielić z innymi tym, co myślę na temat jakiegoś filmu, czy też książki. Jest to też sposób na nudę. Wspaniałe jest również to, że mogę popisać z innymi ludźmi, poczytać ich opinię. A na dodatek pisząc te wszystkie recenzje, rozwijam siebie. Mój sposób pisania oraz zasób słów. Same plusy :)

8. Jakie jest Twoje zdanie na temat anoreksji?
Uważam, że jest to okropna choroba. Osoby na nią chore, wyglądają jak śmierć, jak takie kościotrupy. A najgorsze, że to siedzi w ich głowie. Rozumiem, że każdy ma jakieś kompleksy, bo ja sama takowe posiadam. Że nie podaba nam się jakaś część naszego ciała, chcielibyśmy ją zmienić. Ale bez przesady. Do wszystkiego trzeba podchodzić z dystansemBo gdyby każdy się wszystkim przejmował, to nasz świat zamieszkiwało by mnóstwo osób chorych psychicznie, których wykończyła depresja i dążenie do "doskonałości". Dlaczego doskonałość napisałam z cudzysłowie? Gdyż tak naprawdę takie pojęcie nie istnieje. Nie ma osoby idealnej. Każdy ma jakieś wady i niedoskonałości.

9. Jakie jest Twoje najfajniejsze wspomnienie z dzieciństwa?
Ojej. To pytanie mnie zagięło. Nie mam pojęcia, dużo było takich sytuacji, wydarzeń, które zapisały się w mojej pamięci jako fajne. Trudno by było wybrać. Mam nadzieję, że nie obrazisz się, gdy nie odpowiem na to pytanie, bo po prostu nie wiem. W mojej głowie jest kompletna pustka.

10. Jakie książki mogłabyś polecić?
O, tu mogę się lepiej wykazać ;)
A więc na pewno:
"Ostatnia piosenka" - Nicholas Sparks
"Serce w chmurach" - Jennifer E. Smith
"Szkoła, miłość i inne diety"- Robin Brande
"Jesienna miłość" - Nicholas Sparks
"Karolina XL" - Marta Fox
"Liceum Avalone" - Meg Cabot
"Dziewczyna Ameryki" - Meg Cabot
"Saga Zmierzch" - Stephenie Meyer

i wiele innych :D

11. Co jaki czas zmieniasz swój telefon?
Jak kończy mi się umowa, to wtedy.

Nominuję:

Moje pytania:
1. Gdybyś mogła się cofnąć w czasie, to do jakiej epoki i dlaczego?
2. Co zainspirowało Cię do założenia bloga?
3. Czy wierzysz w przyjaźń damsko-męską?
3. Gdybyś mogła wziąć 3 rzeczy na bezludną wyspę, co to by było?
4. Czego najbardziej nie lubisz w ludziach?
5. Gdybyś mogła być zwierzęciem, to kim byś była i dlaczego?
6. Masz jakąś swoją cechę, jakiej nie lubisz?
7. Jaki był najgorszy, obejrzany przez Ciebie film w życiu?
8. Bez czego nie możesz wyjść z domu? 
9. Jaka jest Twoja ulubiona piosenka?
10. Co myślisz o horoskopach?
11. Kogo możesz nazwać mianem przyjaciela?

Jeszcze raz dziękuję za nominację





poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Odwróceni zakochani

   Hej. Witam was po miesięcznej przerwie. Jeszcze raz was przepraszam, że nie dodawałam nowych recenzji. Ale dzisiaj dodaję :)  Mam nadzieję, że spodoba się wam i zainteresuje. Miłego czytania ;)

   Dość nie dawno, bo chyba z jakiś tydzień temu, no może dwa, obejrzałam film pod tytułem "Odwróceni zakochani". Jego reżyserem jest Juan Diego Solanas. Swoją premierę światową miał 15 marca 2012 roku, zaś w Polsce 7 września tego samego roku. W głównych rolach występują: Jim Sturgess (jako Adam) oraz Kirsten Dunst (jako Eden).


   Jest to romans, tak zwane love story, które ma miejsce w realiach alternatywnego wszechświata. Film opowiada o dwójce ludzi, będących z dwóch zupełnie innych planet, które dzieli granica. Granica, której nie wolno przekraczać.  Mimo tego zakochują się w sobie. Łamią zakazy dla miłości.
Pewnego dnia Adam dowiaduje się, że istnieje nielegalny, a co za tym idzie ryzykowny sposób, by przedostać się do świata swojej ukochanej. Czy złamie wszelkie normy i zasady by być bliżej Eden?
Czy zaryzykuje swoje życie i wkradnie się do zakazanego świata, by odnaleźć miłość swojego życia? I jak zakończy się ta historia?

   Muszę powiedzieć, że na początku film wydawał mi się dość dziwny. Dlaczego? Gdyż jest w nim duża ilość scen, gdzie jednych bohaterów widzimy normalnie, a drugich do góry nogami. Z drugiej strony jest to dość interesujące, że ktoś wpadł na taki pomysł. Razem z osobą, z którą oglądałam ten film, powiedziałam, że  jest on dziwny, ale intrygujący. Więc ta dziwność jest jak najbardziej pozytywna.
Sam początek, a raczej wstęp do filmu był niezwykły. Taki inny, oryginalny.
Cały pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy. Ktoś musiał mieć naprawdę bujną fantazję, by wpaść na coś takiego. To pokazuje, że ludzka wyobraźnia nie ma granic.
Oglądałam tę produkcję w 3D, lecz muszę przyznać, że nie widziałam zbyt wiele efektów. Wiadomo, widać było nieco głębi, na pewno nie było to jak zwykłe 2D. Lecz bez żadnych fajerwerków.
Ta historia pokazuje, że z miłości jest się w stanie zrobić wiele. Że nie straszne są nam zakazy i ryzyko na nas czychające. Choćbyśmy mieli poświęcić własne życie, zrobimy to w imię miłości. Widać, jak to uczucie jest silne i jak wpływa na człowieka. To niesamowite.
Niezwykłe jest również przedstawienie tych dwóch światów. Niby mają tą samą atmosferę, lecz różne właściwości materii. Jedna jest uboga i spowita w szarościach, a druga nowoczesna i bardzo bogata. Można by to podciągnąć pod życie, pod świat, który nas otacza. Nie wszyscy mają tak kolorowo, nie wszystkich stać na wszystko. Dzielimy się na ubogich, przeciętnych i bogatych. Często ci z wyższych sfer się wywyższają, myślą, że mając pieniądze są w jakiś sposób lepsi. Lecz mi się czasem wydaje, że ci bogaci wcale nie są tacy szczęśliwi.
Oba te światy dają naprawde niesamowite efekty. Wygląda to wspaniale. Zastanawiałam się, jakby to było, gdyby tak jak w filmie patrząc na niebo widzieć inne miasto. Chociaż ja chyba wolę zostać przy tym co mamy, czyli zwykłym, a może niezwykłym niebie z milionami, błyszczących gwiazd.
Bywały sceny, które mnie wzruszały, ale to może dlatego, że ostatnio jakoś często z moich oczu ciekną łzy. Ale też zabawne, lecz nie mogę wam o nich opowiedzieć, gdyż zdradziłabym trochę. Jak obejrzycie, to się sami przekonacie co do swoich odczuć. W końcu na każdego dana scena może działać inaczej.
Co do gry aktorskiej, uważam, że była na dość dobrym poziomie. Może nawet Jima Sturgessa nieco lepsza. Jakoś bardziej mnie przekonywał, był bardziej naturalny.

   Ogólnie film mi się podobał. Może się w nim nie zakochałam, ale miło spędziłam czas na oglądaniu go.

 

niedziela, 18 sierpnia 2013

Przepraszam...

   Hej. Dawno tu nic nie dodawałam. Bardzo przepraszam, jakoś nie miałam kiedy i brak mi było weny, do napisania dobrej recenzji. A nie chciałam dodać niczego napisanego na szybkiego, beznadziejnie. Ale obiecuję, że jutro dodam jakąś nową. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś będzie miała ochotę czytać moje recenzje. Jeszcze raz bardzo przepraszam. 
Ściskam was. 
Maarit :*


niedziela, 21 lipca 2013

Serce w chmurach

   Hej. Dokładnie 3 dni temu przeczytałam książkę pod tytułem "Serce w chmurach". Jej autorką jest Jennifer E. Smith. Została ona wydana dość niedawno, gdyż w 2012 roku. Jej głównymi bohaterami są: siedemnastoletnia Hadley oraz Oliver.

   Opowiada on o dziewczynie o imieniu Hadley, która spóźnia się dosłownie kilka minut na samolot do Londynu, na ślub swojego ojca. Ojca, który żeni się z kobietą, której nigdy nie poznała, a przez to nie żywi do niej zbyt dużej sympatii. Tym samym utknęła na lotnisku w Nowym Jorku. W zatłoczonej poczekalni poznaje jednak chłopaka, który wydaje się być idelany - Olivera. Jak się okazuje, jest on Anglikiem i także leci do Londynu, tym samym samolotem co nasza główna bohaterka. Na dodatek ma miejsce bardzo blisko niej. Czy wydawałoby się najgorszy dzień w jej całym życiu, zmieni się w coś lepszego? Czy ten lot zmieni coś w jej życiu? I czy Oliver będzie tylko kolegą na lot, czy ich znajomość przetrwa dłużej?

   Na samym początku mogę powiedzieć, że ta książka jest świetna. Kupiłam ją już jakiś czas temu, aż w końcu w piątek nastał jej czas. Nudziło mi się, więc sięgnęłam po nią. Przeczytałam ją od razu, zajęło mi to może dwie czy trzy godziny. Tak się wciągnęłam, że nie chciałam przestać czytać. Skończyło się pranie, to tylko wyłączyłam pralkę, otworzyłam drzwiczki i tak zostawiłam. Dopiero po przeczytaniu się tym zajęłam. No, ale nie o tym teraz. Po raz pierwszy czytałam książkę, której akcja rozgrywała się w ciągu jednej doby. I wcale nie było nudno, wręcz przeciwnie, było bardzo ciekawie. Książka pokazuje, że nawet w najgorzej wyglądającym dniu, można znaleźć swoje szczęście. W między czasie zamieszczone są różne cytaty w tekscie, które dają wiele do myślenia. Pomagają również Hadley w podejmowaniu niektórych decyzji. Z lektury można wywnioskować również, że nie można z góry zakładać najgorszego. Książka opowiada o miłości, o tej tak rzadko spotykanej, czyli od pierwszego wejrzenia. Ale również o bólu i żalu. Nasza główna bohaterka nie mogła zrozumieć dlaczego ojciec opuścił ją oraz jej matkę, a jednocześnie szukała i pragnęła bliskości z nim. Po prostu za nim tęskniła. Lektura pokazuje też, że nie można oceniać z góry osoby, z którą nigdy nie miało się styczności, bo może się okazać bardzo miłą i fajną. Można z niej wywnioskować naprawdę wiele. Bywały też momenty, które wzbudzały u mnie uśmiech, rozbawiały mnie, ale również takie, które mnie wzruszały, smuciły. Wszystko było naturalnie napisane, bez sztuczności i naciągania. Autorka miała dużo do przekazania czytelnikom w tej książce. Sporo się nauczyłam i wywnioskowałam czytając ją. Historia jest inna od wszystkich, a przez to mało przewidywalna. Co jest oczywiście na plus, gdyż nigdy nie wiadomo co się wydarzy, w którym kierunku pójdzie akcja i jak się zakończy. Muszę przyznać, że zrobiło mi się trochę smutno, gdy dobiłam do jej końca. Chętnie poczytałabym jej jeszcze więcej, może jakąś drugą część. Ale zapewnw do tego nie dojdzie. Chociaż kto wie...

   Zakochałam się w tej książce. Sama okładka przykuła moją uwagę i zachęciła do przeczytania. Jestem romantyczką, co tym bardziej sprawiło, że ta historia mi się spodobała. Polecam ją każdemu, nie tylko dziewczynom czy nastolatkom. Każdemu, gdyż z tej książki można wiele wynieść, a przy okazji miło spędzić czas na jej lekturze. Chętnie bym ją przeczytała jeszcze raz, gdyż jest naprawdę znakomita. Z całego serca polecam :)

piątek, 28 czerwca 2013

Kac Vegas 3

   Hej. We wtorek byłam z klasą w kinie na filmie pod tytułem "Kac Vegas 3". Jego reżyserem jest autor poprzednich części - Todd Phillips. Swoją światową premierę miał 20 maja 2013 roku, zaś w Polsce dość niedawno, gdyż 7 czerwca. W głównych rolach występują ci sami aktorzy, czyli: Bradley Cooper (jako Phil Wenneck), Ed Helms (jako Stu Price), Zach Galifianakis (jako Alan Garner) oraz Justin Bartha (jako Doug Billings).

   Tym razem nie ma żadnego ślubu, niezapomnianego wieczoru kawalerskiego czy wesela. Nie dojdzie do sytuacji, gdzie wszyscy tak się spiją, że następnego dnia nic nie będą pamiętać i będzie ich męczył straszny kac. Jednak nie obejdzie się bez problemów i tarapatów, które zawsze towarzyszą tej czwórce przyjaciół, znanych jako watacha. W życiu Alana dochodzi do smutnej sytuacji, jego ojciec umiera. Mężczyzna przechodzi załamanie nerwowe i przestaje brać swoje leki, co nie wpływa na niego zbyt dobrze. Przyjaciele postanawiają mu pomóc i zabierają go do ośrodka uzależnień. Wyruszają w podróż. Na pierwszy rzut oka, zwykły wyjazd, a jednak pełen przygód. Co się wydarzy ? Czy Alan otrząśnie się po utracie taty ? I jak zakończy się ta ostatnia część filmu ?

   Nie oglądałam drugiej części, więc muszę to nadrobić. Lecz tą, uważam za udaną. Różni się od poprzednich (przynajmniej od pierwszej). Jest to taka trochę głupkowata komedia, ale przez to bardziej zabawna. Bywa dość wulgarna. Często występują przekleństwa oraz nieco zboczone sceny. Znowu mamy okazję zobaczyć niezwykłe Las Vegas. Zach Galifianakis, według mnie idealnie pasuje do roli Alana, takiego dużego dziecka. Jego sam wygląd sprawia, że na mojej buzi pojawia się uśmiech. Wiele momentów powodowało, że się śmiałam, zresztą nie tylko ja. Tym razem jest nieco więcej scen akcji. Uważam, że przyjaźń głównych bohaterów jest piękna. Są razem, wspierają się nawzajem i są w stanie zaryzykować swoje życie za przyjaciół. Czego chcieć więcej.

   Jeżeli lubicie się śmiać i macie ochotę na lekką komedię, to to jest idealna pozycja dla was. Bardzo mi się podobał ten film. Muszę tylko teraz wrócić do drugiej części. Polecam wam "Kac Vegas 3", poprawia humor, a szczególnie końcówka :)

PS. Przez najbliższe dwa tygodnie, nie będą się pojawiały nowe posty, gdyż wyjeżdżam. W takim razie do następnego :)

niedziela, 16 czerwca 2013

Prawdziwe dziecko

   Hej. Miałam dodać recenzję w czwartek, ale tak jakoś nie było czasu. Jak nie poprawianie ocen, to bal gimnazjalny i tak wyszło, że dodaje go dzisiaj.

   Dzisiejsza recenzja dotyczy filmu pod tytułem "Prawdziwe dziecko". Właściewie nie wiem jak to jest z tym tytułem, gdyż jak ja go oglądałam w telewizji, to brzmiał -"Szesnastoletnia mama". Jego reżyserem jest Peter Werner. Światową premierę miał w marcu 2005 roku, co do premiery polskiej, nie znalazłam informacji. W głównych rolach występuje Danielle Panabaker (jako Jacey Jeffries), Mercedes Ruehl (jako Terry Jeffries) oraz Jane Krakowski (jako Donna Cooper).


   Film jest o 16-letniej Jacey, która zaszła w ciążę z 17-letnim chłopakiem o imieniu Brad. Na początku chce oddać dziecko do adopcji, jednak matka namawia ją, by
udawała, że niemowlę jest jej bratem, a nie synem. Zmieniają miejsce zamieszkania, dziewczyna idzie do nowej szkoły i zrywa kontakty z ojcem dziecka, który nic na ten temat nie wie. Próbuje żyć tak, jakby nic się nie stało, ukrywając swoją tajemnicę przed wszystkimi. Nie czuje się zbyt dobrze w nowym otoczeniu, wydaje się być nieco dojrzalsza od swoich rówieśników, przez co od nich trochę odstaje. Dziewczyna nie jest szczęśliwa, a życie w kłamstwie staje się dla niej zbyt trudne. Poznaje młodą nauczycielkę Donnę Cooper, która staje się dla niej jak przyjaciółka, z którą może o wszystkim pogadać. Kobieta jest bardzo zaangażowana emocjonalnie w jej sprawę. Dzięki niej szesnastolatka zaczyna poważnie zastanawiać się nad przyszłością swoją i swojego dziecka. Czy wyjawi swoją mocno skrywaną tajemnicę? I jak poprowadzi swoje życie, czy coś w nim zmieni ?

   Trafiłam na ten film przez przypadek. Akurat jednego wieczoru nie wiedziałam co sobie obejrzeć. Przeglądałam program telewizyjny w telewizorze i moją uwagę przykuł ten tytuł. Przeczytałam krótki opis i zdecydowałam się, że go obejrzę. Nie żałuję, że wybrałam go. Jest to kolejny film, który nie mówi o jakiś błachych sprawach. Porusza poważniejszy temat, a mianowicie seks i jego skutki u młodych ludzi. Ukazuje, że pożądanie i pragnienie bliskości fizycznej, może być przyjemną chwilą, lecz jej konsekwencje mogą być dla nas dużym problemem. Jest to takie przestrzeżenie nastolatków, przed stosunkiem w tak młodym wieku.
Z chwilą zajścia w ciąże, ucina się całe dzieciństwo, tyle pięknych chwil. Trzeba stać się dorosłym, będąc dzieckiem. Życie zaczyna kręcić się wokół maleństwa, to jemu trzeba poświęcać cały swój czas. Nie ma czasu na imprezy, wyjścia ze znajomymi i inne zabawy. Tylko ono. Wstyd jest przed rówieśnikami, że się wpadło, a zarazem strach, że nas wyśmieją. Gra aktorska była dobra, nie mam jakiś zastrzeżeń. Danielle Panabaker zagrała na dość dobrym poziomie swoją rolę. Pokazała nam uczucia, jakie targają młodą osobę, w tak trudnej i nieprzyjemnej sytuacji. Wątpie, żeby ktokolwiek cieszył się, gdyby w wieku 16 lat, dowiedział się, że będzie mamą czy tatą. Raczej pojawiają się łzy, smutek, a w głowie słowa - co ja zrobiłem/am. Nie byłam w takiej sytuacji i nie chcę, ale znam taką samą z życia codziennego. Moja koleżanka zaszła w ciążę i była o rok młodsza od głównej bohaterki. Nigdy nie przypuszczałam, że ktoś z moich znajomych będzie w takiej sytuacji, lecz jak widać to zdarza się wszędzie, mimo, iż jest to dla nas dużym zaskoczeniem i wydaje się być nieprawdopodobne. Reżyser pokazuje nam również, że są inne wyjścia z takich sytuacji i nie można od razu przekreślać swojego życia, przez jedno potknięcie, głupi wybryk. Jest to smutna produkcja, momentami się wzruszyłam. Na pewno nie było momentu, w którym się uśmiałam. Ten film to dobra przestroga, nauka dla nastolatków. Wiem, że inni i tak ryzykują i żaden film czy książka, nie przekona ich do tego, żeby nie uprawiać seksu. Ale zawsze to jest coś i dobrze, że powstają takie produkcje, które mówią o otaczających nas problemach. To jest bardzo ważne.

   Naprawdę polecam ten film. Warto go obejrzeć. Szczególnie młodzi ludzie powinni zwrócić na niego uwagę, lecz Ci starsi również. Powinni zobaczyć, jak taka osoba się czuję, gdyż wydaje mi się, że dużo dorosłych od razu klnie na młodego, który jest w ciąży. Krzyczy i wyzywa, lecz trzeba się postawić w sytuacji tego nastolatka, pomyśleć co on czuje. Gdyż dla nikogo nie jest to łatwa sytuacja. Ważne, żeby mieć wsparcie innych. Obejrzyjcie go, bo warto :)

piątek, 7 czerwca 2013

Mój nowy blog...

   Hej. Założyłam nowego bloga. Jest on o innej tematyce. A mianowicie piszę opowiadanie - moje pierwsze. Jak będziecie mieli ochotę poczytać moje wypociny, to zapraszam :)
Oto adres: http://love-of-accident.blogspot.com
Jeszcze raz zapraszam :)
Maarit

czwartek, 6 czerwca 2013

Buszujący w zbożu

   Hej. Ostatnio w szkole miałam lekturę pod tytułem "Buszujący w zbożu". Jej autorem jest amerykanin J.D Salinger. Książka została opublikowana po raz pierwszy w 1951 roku. Jest pisana w narracji pierwszoosobowej. Głównym bohaterem jest siedemnastoletni Holden Caulfield.


   Holden jest wrażliwym i inteligentnym chłopakiem. Jednak nie potrafi się odnaleźć w otaczającym go świecie, które jest pełne podłości i zakłamania, przez co wielokrotnie zostaje wyrzucany ze szkół. Zostaje wylany z kolejnej i ucieka z internatu. Przez trzy dni włóczy się po Nowym Jorku, by przeczekać dzielący go czas do spotkania z rodzicami. Wędrówka po mieście, stanie się dla niego poszukiwaniem własnego miejsca na ziemi oraz sensu życia. Podczas tej wycieczki czeka na niego wiele przygód, dzięki którym poznaje prawdziwy świat dorosłych. Czy znajdzie to, czego szuka ?  I jak zakończy się ta historia ?

    Muszę przyznać, że to była jedna z niewielu lektur, którą przeczytałam od początku do końca. Zwykle są to strasznie nudne i nieciekawe pozycje, jednak ta była dla mnie zaskoczeniem. Przeczytałam ją w niespełna dwa dni, od pierwszej do ostatniej strony. Może nie ma w niej wielkiej akcji, gdyż w większości są to refleksje głównego bohatera oraz jego obserwacje. Lecz przygody jakie napotyka na swojej drodze, wzbudzają zainteresowanie. Jest to pierwsza lektura, która jest dość wulgarna. Zdarzają się przekleństwa, są poruszane sprawy dotyczące seksualności. Jest mowa o homoseksualistach, występują w niej też prostytutki.  Mówi ona o problemach związanych z dojrzewaniem oraz kontaktach z rówieśnikami. Podobało mi się, że wszystko jest pisane wprost, bez owijania w bawełnę. Że tak powiem językiem przyjaznym młodzieży. Inaczej mówiąc - na luzie. Uważam, że mimo iż akcja ma miejsce w 1950 roku, to jest to książka ponadczasowa. Znajdzie swoje odniesienie w każdym okresie. Poruszane są w niej takie tematy, które spotykamy często we współczesnym świecie. Lektura na pewno pobudza szare komórki do myślenia, zastanowienie się nad paroma sprawami. Pokazuje, że czasem gubimy się w otaczającej nas rzeczywistości oraz, że ta dorosłość, do której tak pędzimy, nie jest wcale niczymy prostym i przyjemnym. Że jest to skomplikoany okres w naszym życiu.

   Jest to książka dla każdego. Naprawdę bardzo przyjemna, szybko się ją czyta. Można z niej wynieść wiele wartości, lecz wystarczy się w nią trochę wczytać. Styl w jakim jest pisana zdecydowanie ułatwia i umila czytanie. Polecam :)

 

piątek, 31 maja 2013

Nietykalni

   Hej. Na początku chciałam powitać nową obserwatorkę :) Również chciałam podziękować za liczbę wyświetleń. Jest ich ponad 1000. Jestem w szoku, gdyż nie liczyłam, że kiedykolwiek będę tyle miała. Jeszcze raz dziękuję ;)

   Jakoś chyba w ferie zimowe miałam okazję obejrzeć film pod tytułem "Nietykalni". Został on wyreżyserowany przez dwóch mężczyzn - Oliviera Nakache i Erica Toledano. Światową premierę miał 23 września 2011 roku, zaś w Polsce 13 kwietnia 2012 roku. Jest to historia oparta na prawdziwych faktach. W głównych rolach występują: François Cluzet (jako Philippe) oraz Omar Sy (jako Driss).


   Sparaliżowany na skutek wypadku milioner (Philippe) zatrudnia do pomocy i opieki Drissa, młodego
chłopaka z przedmieścia, który właśnie wyszedł z więzienia. Na pierwszy rzut oka zatrudnia osobę najmniej odpowiednią do tej pracy. Chodź są z dwóch różnych światów, znajdują wspólny język i ich przypadkowe spotkanie zamienia się w przyjaźń. Czy dzięki chłopakowi milioner znów poczuje, że żyje ? Czy przy nim zapomni o swojej niepełnosprawności ? I jakie przygody czekają te dwie różne osobowości ?

   Czytałam, że ten film zachwycił 25 mln widzów, ja należę do tej grupy ludzi. Piękna historia, zabawna, a zarazem wzruszająca. Cieszę się, że są jeszcze filmy, które mają jakiś sens. Że nie są to jakieś naiwne, banalne produkcje, których niestety w dzisiejszym świecie jest coraz więcej. Jest to komedia, która nie ma jakiegoś głupkowatego humoru i dziecinnego dowcipu. Teksty są dobrze dobrane i dojrzalsze, niż w niektórych komediach. Jestem naprawdę pod wrażeniem gry aktorskiej Françoisa Cluzeta. W normalnym życiu jest on całkowicie sprawny, zaś w filmie musiał grać niepełnosprawnego, który prawie wogóle nie może się ruszać. To niesamowite, że umiał to zagrać. Jak to oglądałam, to miałam wrażenie, że on jest taki w rzeczywistości. Więc jego gra jest na wysokim poziomie. Film jest szczery, nie ma w nim tak zwanych sztuczności. Na dodatek możemy zobaczyć kilka paryskich miejsc.

   Warto obejrzeć tę produkcję. Scenariusz jest napisany naprawdę dobrze. Gra aktorska bez zarzutu. Prawdziwa komedia, a nie jakiś banał. Lubisz się śmiać i wzruszać ? Ten film jest dla Ciebie. Polecam

sobota, 25 maja 2013

Jeden dzień

   To znowu ja. A nudzi mi się, to pomyślałam, że dodam drugą recenzję.

   Jakiś czas temu moja przyjaciółka pokazała mi film pod tytułem "Jeden dzień". Jego reżyserem, a właściwie reżyserką jest Lone Scherfig. Swoją premierę na świecie miał 8 sierpnia 2011 roku, zaś w Polsce 11 listopada (tego samego roku). W głównych rolach występują: znana wszystkim Anne Hathaway (jako Emma Morley) oraz Jim Sturgess (jako Dexter Mayhew).


   Film opowiada o idealistce i marzycielce Emmie oraz pewnym siebie, przystojnym Dexterze. Ona szuka prawdziwej miłości, on zaś sexu. Poznają się w dniu ukończenia szkoły - 15 lipca 1988 roku. Spędzają ze sobą noc, która okazuje się inna niż wszystkie. Postanawiają spotykać się 15 lipca, każdego roku.Podczas spotkań rozmawiają o swoich związkach, sukcesach, marzeniach i rozczarowaniach. Czy znajdą to czego szukają, czyli szczęście ? Ile im to zajmie ? I czy będą sobie zdawać sprawę, że to czego szukają jest tak blisko ?

   Pierwszy raz widziałam film, który odgrywał się w tym samym dniu i miesiącu, w każdym następnym roku. Pomysł na produkcję niesamowity. Jest to historia miłości, poszukiwania drugiej połówki, naszego szczęścia. Pokazuje ile potrzebujemy czasem czasu, by zauważyć, że to czego poszukujemy jest czasem bardzo blisko nas. Że wystarczy nieraz lepiej się przyjżeć, otworzyć szerzej oczy. Możemy zauważyć jak bohaterowie się zmieniają z każdym rokiem. Nie tylko w wyglądzie, ale również w zachowaniu. To tak jakbyśmy żyli koło nich i obserwowali z bliska. Więc jest to naprawdę  niezwykłe i interesujące. Stylizacje są przeróżne, dzięki czemu możemy zobaczyć jak ubierano się dawniej, jak to się zmieniało. Gra aktorska świetna. Zresztą co się dziwić, skoro jedną z głównych ról gra wspaniała, doświadczona aktorka Anne Hathaway. Historia wzruszająca i piękna. Niezwykle urocza. Nie jest ona jakaś banalna, przekazuje wiele ważnych rzeczy.

   Film wspaniały, mogłabym go oglądać po kilka razy, a i tak by mi się nie znudził. Momentami łezka zakręciła mi się w oku. Film bardzo ciekawy i warty obejrzenia. Przymierzam się do przeczytania książki. Polecam z całego serca.

Sztuka dorastania

    Hej. Jakiś czas temu natrafiłam na film pod tytułem "Sztuka dorastania". Jego reżyserem i scenarzystą zarazem jest Gavin Wiesen. Swoją światową premierę miał 23 stycznia 2011 roku, zaś w Polsce 9 grudnia tego samego roku. W głównych rolach występują Freddie Highmore (jako George Zinavoy) oraz Emma Roberts (jako Sally Howe).


   Opowiada o bystrym, młodym, samotniku o imieniu George. Jest to mistrz w zaliczaniu przedmiotów przy minimalnym wysiłku. Dotrwał do klasy maturalnej, mimo, iż ani razu nie odrobił zadania domowego. Na swej drodze spotyka jednak inteligentną dziewczynę o imieniu Sally. Jest to szkolna piękność, która ukrywa swoje uczucia i prawdziwą siebie, pod maską popularności. Okazują się dla siebie bratnimi duszami, które mają te same problemy - trudne relacje z rodzicami. Czy będzie to zwykła znajomość czy coś więcej ?

Czy to spotkanie zmieni ich życie ? A jeśli tak, to na dobre czy na złe ?

   Film bardzo mi się podobał, może dlatego, że również jestem w swoim życiu na etapie dorastania i borykania się z różnymi problemami. Jest to bardzo ciekawa historia o dorastaniu i o trudnościach z nim związanymi. Nie jest to jakiś kolejny naiwny i banalny film. Wręcz przeciwnie. Pobudza do myślenia, zastanowienia się nad wieloma sprawami. Pokazuje, że życie nastolatków nie zawsze jest sielanką, beztroskim okresem. Że czasem na naszej drodze spotykamy przeszkody, które czasem trudno przeskoczyć lub ominąć. Uważam, że gra aktorska była na dobrym poziomie. Freddie Highmore pasował do roli samotnego, trochę nieśmiałego i może nieco zagubionego chłopaka. Fabuła ciekawa.

   Naprawdę polecam ten film. Trwa on niecałe 90 minut, więc nie jest za długi. Warto go obejrzeć. Polecam :)

wtorek, 21 maja 2013

Ślubne wojny

   Hej. Jestem w szoku, że mam tyle wyświetleń, a mianowicie ponad 800. A jeszcze na początku kwietnia miałam ledwo 300. Bardzo dziękuję. Wiem, że dodałam recenzję wczoraj, ale pomyślałam, że w ramach podziękowania dodam dzisiaj kolejną.

   Jakoś na początku zeszłych wakacji, moja przyjaciółka puściła mi komedię pod tytułem "Ślubne wojny". Jej reżyserem jest Gary Winick. Swoją światową premierę miał 5 stycznia 2009 roku, zaś w Polsce 6 lutego, tego samego roku. W głównych rolach występują: Kate Hudson (jako Liv Lerner) oraz Anne Hathaway (jako Emma Allan).

   Opowiada on o dwóch, najlepszych przyjaciółkach - Liv i Emmie. Liv jest prawniczką i jest

 przyzwyczajona, że dostaje to, czego chce. Ma świetną pracę i idealnego faceta. Emma zaś pracuje jako nauczycielka, szczęście bliskich jest dla niej ważniejsze od własnego. Od dziecka wyobrażały sobie swoje śluby i obie marzyły o weselu w nowojorskim hotelu Plaza. Właśnie skończyły 26 lat i wychodzą za mąż. Ich największe marzenie się spełnia. Wszystko było by wspaniale, gdyby nie fakt, że popełniono błąd i daty obu ślubów zostały wyznaczone na ten sam dzień. Żadna z dziewczyn, nie chce zmienić daty ślubu, dlatego nawzajem próbują pokrzyżować swoje plany. Rozpoczyna się prawdziwa wojna. Czy ich przyjaźń to przetrwa ? I jak zakończy się ta zacięta bitwa ?

   Sam tytuł mówi za siebie, od razu wiadomo (przynajmniej dla mnie), że to jakaś komedia. I rzeczywiście nią jest. Podczas oglądania dużo śmiechu. I takie filmy można nazwać komedią, gdy jest się z czego pośmiać. Gra aktorska świetna, zresztą co się dziwić, w głównych rolach grają bardzo dobre aktorki. Film jest lekki, ciągle się w nim coś dzieje, dzięki czemu nie jest nudny. Na pewno jest przy nim dużo zabawy, czasem śmiałam się z głupoty bohaterek. Lecz dla mnie miał on jakieś przesłanie, ale nie powiem jakie. Wydaje mi się również, że scenarzyści, zresztą mężczyźni, chcieli wyśmiać kobiety. A mianowicie, że na słowo ŚLUB, dostejemy jakiegoś szaleństwa i jesteśmy w stanie zrobić wszystko, by wyszedł on idealnie, po naszej myśli. Że potrafimy narazić nawet naszą przyjaźń, byle osiągnąć cel. Ale może to tylko moje wrażenie.

   Jeżeli lubicie lekkie komedie, przy których można się pośmiać, ta jest idealna. Oglądało mi się ją z wielką przyjemnością. Polecam :)

poniedziałek, 20 maja 2013

Jesienna miłość

  Jakiś czas temu przeczytałam książkę pod tytułem "Jesienna Miłość", znanego pisarza - Nicholasa Sparksa.
Została ona wydana w 1999 roku. Ma ona również swoją ekranizację, jak większość powieści tego autora (którą miałam okazję obejrzeć, ale o tym może innym razem) o tytule "Szkoła uczuć". Głównymi bohaterami są Landon Carter oraz Jamie Sullivan.

  Akcja ma miejsce w 1958 roku w Beauford w Karolinie Północnej. Siedemnastoletni Landon rozpoczyna naukę w ostatniej klasie szkoły średniej. Jego ojciec, który jest kongresmenem, pragnie, by jego syn zrobił

 karierę. On jednak, tak jak reszta jego znajomych, nie zastanawiał się jeszcze nad swoim dorosłym życiem. Prowadzi beztroskie życie, pełne imprez z kolegami. Wyjątkiem jest jednak cicha i spokojna Jamie Sullivan, córka pastora, wdowca. Nie chodzi na balangi, i nie rozstaje się z Biblią. Nadchodzi doroczny bal. Chłopak nie ma z kim iść i desperacko zaprasza na niego Jamie, na którą dotąd nie zwrócił uwagi, mimo, iż chodzą do tej samej klasy. Ich znajomość nie kończy się na balu, spotykają się na lekcjach dramatu i spędzają ze sobą więcej czasu. Co połączy tę dwóję ? Czy jest możliwe, by dwa różne światy zbliżyły się do siebie ? I jaki sekret kryje w sobie ta cicha dziewczyna ?

  Jak to zwykle bywa, film zdecydowanie różni się od książki. Ale recenzja dotyczy książki, więc skupię się na niej. Jest to wspaniała powieść o dojrzewaniu, pierwszych, prawdziwych miłościach. Pokazuje, jak jeden człowiek, ma wpływ na drugiego, że potrafi go zmienić. Że czasem taka z pozoru cicha, uznawana za nudną osoba, może być w rzeczywistości wspaniałą, ciekawą osobą, która może wiele wnieść do naszego życia.
Jest ona niezwykle emocjonalna, wzruszająca. Nie powiem, łza zakręciła mi się w oku. Jest w niej wiele wartości, które autor nam ukazuje, zapoznaje nas z nimi. Według mnie, z każdej książki Nicholasa Sparksa można wiele wynieść, nauczyć się i inaczej spojrzeć na świat. Często wzbudza on u mnie dużo refleksji. Jest on świetnym pisarzem, jego twórczość czyta się naprawdę lekko i człowiek jest ciekawy co będzie dalej i jakie będzie zakończenie. Dlatego zawsze docieram do końca i to w dość szybkim czasie. Zauważyłam, że w każdej jego powieści jest jakaś chora osoba, jak jest w tym przypadku, to wam nie powiem. Ciekawi mnie tylko dlaczego.

  Książka jest świetna (film również :) ). Jest ona dobra dla każdego, i dla małego i dla dużego. Jest niezwykle wciągająca i interesująca. Także zapraszam do przeczytania, bo warto :)

 

wtorek, 14 maja 2013

Karolina XL

   Hej ! Już jakiś dłuższy czas temu, czytałam książkę pod tytułem "Karolina XL". Jej autorką jest znana polska pisarka powieści młodzieżowych (i nie tylko) - Marta Fox. Została wydana w 2009 roku. Jest to pierwsza część, druga to "Karolina XL zakochana".

   Opowiada o Karolinie (jak mówi sam tytuł), która na codzień boryka się z kpiną i wyśmiewaniem przez jej rówieśników. Powód ? Głównie nadwaga. Mówi również o innych jej problemach dotyczących dojrzewania. Dziewczyna próbuje walczyć o swoją godność i szukać akceptacji dla inności wśród innych. Czy uda jej się osiągnąć swój cel ? Jak potoczy się ta historia ? Czy zakończy się happy endem ?

   Książka bardzo mi przypadła do gustu. Jest momentami odważna i ostra, podoba mi się, że autorka nie owija w bawełnę. Pokazuje, że każdy pragnie akceptacji i miłości. Są w niej różne obserwacje, które ruszają nasze szare komórki do pracy i zastanowienia się nad niektórymi sprawami. Ukazuje jak młodzież patrzy na siebie i co się dla nich liczy. A mianowicie wygląd, który odgrywa dużą rolę w tym czasie (niestety). Że dla młodych ludzi (oczywiście nie wszystkich), liczy się to czy jesteś chudy, czy gruby, brzydki czy ładny. Patrzą na człowieka tylko z zewnątrz, nie zauważając jego wnętrza. Przez to często tracąc wiele, gdyż ta "brzydka" osoba, może być w rzeczywistości wspaniałą i niezwykle ciekawą. Poza tym każdy jest ładny na swój sposób. Przypomina tym dużym jak i małym, jak dojrzewanie może być trudnym, ciężkim i czasem bolesnym okresem w naszym życiu. I że każdy potrzebuje czyjegoś wsparcia. Bohaterka jest momentami bardzo naiwna, lecz może to tylko moje odczucie. Książka jest napisana bardzo ciekawie, czyta się ją przyjemnie i szybko. Ma momenty, epizody, które mogą zadziwić lub zaskoczyć. U mnie wzbudzała różne emocje, czasem mnie wkurzał fakt, że istnieją na świecie tacy wredni ludzie, jak niektórzy w tej powieści, a czasem coś mnie smuciło. Ale były też momenty w których się uśmiechnęłam.

   Jest to naprawdę warta przeczyatnia książka. Naprawdę polecam. Drugiej części jeszcze nie przeczytałam, bo mi jakoś tak nie szła. Ale ja tak często mam. Pierwszą przeczytam raz dwa, a druga idzie mi gorzej. Ale przełamie się i przeczytam, nawet ostatnio w bibliotece miałam ją w rękach :)
 

sobota, 11 maja 2013

Sanctum

  Hej. Wczoraj obejrzałam film pod tytułem "Sanctum". Jego reżyserem jest Alister Grierson. Jednym z producentów jest znany wszystkim James Cameron. Swoją premierę miał 3 lutego 2011 roku na świecie oraz dzień później w Polsce. Jest to historia oparta na prawdziwych faktach. Film ten, to połączenie dramatu, przygody i thrillera. W głównych rolach występują Richard Roxburgh (jako Frank McGuire), Ioan Gruffudd (jako Carl), Rhys Wakefield (jako Josh McGuire) oraz Alice Parkinson (jako Victoria).

   Film opowiada o grupie płetwonurków, którzy wyruszają na ekspedycję do gigantycznego systemu jaskiń. Wśród nich jest doświadczony speleolog Frank McGuire, jego syn Josh i sponsor całej wyprawy - Carl. Gdy nadchodzi tropikalna burza, ekipa zostaje odcięta od wejścia do kompleksu. Wyruszają więc w poszukiwaniu wyjścia ze stopniowo zalewanych korytarzy. Rozpoczynają walkę z szalejącym żywiołem, niebezpiecznym i niedokońca znanym terenem oraz panicznym strachem. Czy znajdą wyjście z jaskini ? I czy wszyscy wyjdą z tego cało ?

  Jest to bardzo ciekawa historia. Film do ostatniej minuty trzyma w napięciu. Ciągle zadawałam sobie pytania - "Uda im się ? Jejciu ile z nich przeżyje ?". Były momenty w których odwracałam wzrok od telewizora, ze względu na niektóre widoki, niezbyt przyjemne. Efekty 3D nie porażały, ale nie było najgorzej. Był moment w którym się wzruszyłam, oczy mi się zaszkliły, lecz powstrzymałam się od uronienia łzy. Sceneria czasami robiła naprawdę duże wrażenie, aż na usta się cisnęło słowo WOW. Zdarzały się momenty, które mnie delikatnie rozbawiły np. pokazanie kawałka tylnej części ciała przez jednego z bohaterów, w kierunku drugiego. Gra aktorska również niczego sobie.

  Mam co do "Sanctum" pozytywne odczucia. Bardzo mi się podobał. Gorąco polecam :)

poniedziałek, 6 maja 2013

Liceum Avalon

  Hej. Na początku chciałam powitać nową obserwatorkę, bardzo mi miło :)
Ostatnio jakoś tak dodawałam dużo recenzji filmów, dlatego zagłębiłam się do mojej pamięci, by napisać recenzję książki. Czytałam ją chyba ze dwa lata temu, ale pamiętam bardzo dobrze.

  "Liceum Avalon" to powieść pisarki Meg Cabot z 2005 roku. Głównymi bohaterami są Elaine "Ellie" Harisson oraz William Wagner. Meg przenosi nas wraz z główną bohaterką do współczesnego Camelotu.


  Rodzice Ellie, profesorowie biorą roczny urlop naukowy, by napisać książki oparte na źródłach. Dziewczyna nie mając żadnego wpływu na decyzję rodziców, musi się wyprowadzić wraz z nimi w nowe miejsce, do nowego domu i nowej szkoły. Tam chodzi do liceum - Liceum Avalon. Szkoła wygląda zwyczajnie, tak jak i uczniowie. Chodzą do niej zapalony sportowiec Lance, cheerleaderka Jennifer i przystojny Will, przewodniczący ostatniej klasy i napastnik drużyny futbolowej. Ale Ellie jest tu nowa i dopiero po pewnym czasie odkrywa, że w Avalonie nie wszystko jest takie, jak się wydaje – nawet ona sama. Na nowo rozgrywają się zdarzenia z legend o królu Arturze. Ellie zakłóca jednak bieg tej historii, bo zakochuje się w niewłaściwym bohaterze. Jaką rolę ma do odegrania w tym, co tu się dzieje? Czy szereg dziwnych zbiegów okoliczności doprowadzi do katastrofy? I co jeśli ona nie będzie potrafiła temu zapobiec?

  Może się wydawać, że jest to jakaś naiwna "bajeczka", lecz w rzeczywistości jest to ciekawa książka. Czyta się ją szybko i przyjemnie. Jest tu trochę przygody, historii o królu Arturze oraz tak lubiany przeze mnie wątek miłosny. Na pewno jest to powieść młodzieżowa, więc bardziej spodoba się młodym czytelnikom, lecz kto wie, może i dorosłym przypadnie do gustu. Po raz pierwszy spotkałam się z utożsamieniem dzisiejszych nastolatków z bohaterami pradawnych legend. I spodobało mi się to, lecz myślę że nie było to proste zadanie, stąd duże brawa dla autorki. W ogóle pomysł całej książki robi duże wrażenie, trzeba mieć naprawdę dużą wyobraźnię by wpaść na coś takiego. Bywały momenty zaskoczenia, lecz tego pozytywnego. Ogólnie moje odczucia co do tej powieści są bardzo dobre.

  Chętnie przeczytałam tę książkę i mogłabym to zrobić jeszcze kilka razy, a i tak by mi się nie znudziła. Jest to taka lekka powieść, którą szybko się czyta. Mi się spodobała, mam nadzieję że wam też przypadnie do gustu.


środa, 1 maja 2013

Step up 4 Revolution

  Hej, na wstępie chciałam podziękować Aleksandrze Malik, mojej pierwszej, oficjalnej obserwatorce (nielicząc mojej przyjaciółki). Jest mi bardzo miło czytać jej pochlebne komentarze i wiedzieć, że to co piszę komuś się podoba. Również bardzo mnie cieszy liczba wyświetleń, która w ciągu miesiąca wzrosła o ponad 300 wyświetleń, dzięki czemu jest ich teraz ponad 500. Bardzo dziękuję :)

  Jakoś w ferie zimowe miałam okazję obejrzeć film pod tytułem "Step up 4 Revolution" i to dwa razy. Jego reżyserem jest Scott Speer. Swoją premierę miał 27 lipca 2012 roku zarówno na świecie, jaki i w Polsce. Jest to czwarta część serii Step up. W głównych rolach występują Ryan Guzman (jako Sean) oraz Kathryn McCormick (jako Emily).


  Film opowiada o grupie tanecznej "The Mob" pochodzącej z Miami na Florydzie. Każde miejsce jest dla nich dobrym parkietem do tańca, czy jest to ulica, muzeum, centrum handlowe czy galeria sztuki, nie robi im to żadnej różnicy. Grupą przewodzi przystojny Sean. Pewnego dnia spotyka piękną dziewczynę o imieniu Emily, która przyjechała do Miami by stać się profesjonalną tancerką. Dołącza do grupy, gdzie ma okazję uczestniczyć w czymś więcej niż w zwykłych zawodach tanecznych. A mianowicie dzielnica "The Mob" jest zagrożona wyburzeniem i muszą zrobić wszystko by do tego nie dopuścić. Co wymyślą ? Czy uda im się uratować rodzinne strony ?

  Wielu zapewne uważa, że jest to tak zwane odgrzewanie kotleta i nie może to być nic ciekawego. Od razu mówię, że ci ludzie się mylą. Może i jest tu typowa historia miłości, ale za to reszta jest inna. Zazwyczaj w tego typu filmach chodzi o jakiegoś typu zawody taneczne (często uliczne), lecz tutaj walczą o coś zupełnie innego. Jak zwykle jest dużo tańca, a nawet mam wrażenie, że w tej części jest go więcej i na o wiele wyższym poziomie. Układy po prostu mnie zachwycały, były świetne i bardzo profesjonalne. W soundtrackach można było usłyszeć piosenkarzy takich jak: Timbaland, Ne-Yo, Flo Rida, Eva Simons, Far East Movement czy Justin Bieber. Oglądając sama miałam ochotę zatańczyć. Gdy odeszłam od telewizora to moje ciało od środka się ruszało, a w uszach brzęczały pojedyncze nuty utworów. Gra aktorska świetna, tancerze zasługują na szacunek, jak i choreograf który był odpowiedzialny za układy.

  Jednym słowem można opisać ten film - BOMBA !! Uwielbiam serię Step up i ta część również mnie nie zawiodła. Uważam nawet, że była jedną z najlepszych pod względem tanecznym. Mogłabym ją obejrzeć jeszcze z 10 razy, a i tak by mi się nie znudziła. Naprawdę polecam, warto :)

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Piękne istoty

  Hej. W ramach zrelaksowania się i odstresowania przed jutrzejszymi egzaminami, postanowiłam dodać nową recenzję. Dotyczy ona filmu, na którym byłam w kinie jakoś w lutym. Mowa tu o "Pięknych istotach". Ich reżyserem i scenarzystą w jednym jest Richard LaGravenese. Swoją premierę miał 13 lutego tego roku, zarówno w Polsce, jak i na świecie (co mnie bardzo zaskoczyło, gdyż zazwyczaj premiera Polska ma miejsce póżniej niż ta światowa). W głównych rolach występują Alden Ehrenreich (jako Ethan Wate), Alice Englert (jako Lena Duchannes) oraz Jeremy Irons (jako Macon Ravenwood). Film oparty jest na pierwszej części powieści autorstwa Kami Garcii oraz Margaret Stohl, o identycznym tytule.


  Film opowiada o szesnastolatku o imieniu Ethan, który mieszka w małym, nudnym miasteczku Gatlin w
Karolinie Północnej. Od wielu miesięcy śni mu się ta sama, nieznajoma, piękna dziewczyna. Pewnego dnia do jego klasy dołącza nowa uczennica - Lena Duchannes. Chłopak widzi w niej nieznajomą ze snu. Postanawia zapoznać się z tajemniczą dziewczyną, która zamieszkała u swojego wuja Macona. Ethan szybko odkrywa, że Lena nie jest typową nastolatką. Co połączy tę dwójkę ? Jaką tajemnicę kryje Lena i jaki wpływ będzie ona miała na jej życie ?

  Sam zwiastun zachęcił mnie do obejrzenia tego filmu. Wydawał się reprezentować coś ciekawego do obejrzenia. I się nie myliłam. Nie przeczytałam jeszcze książki (niestety), dlatego nie mogę porównać filmu do powieści, lecz sama produkcja zrobiła na mnie dobre wrażenie. Postać Ethana, granego przez Aldena Ehrenreicha, wzbudzała we mnie uśmiech, gdy ten się śmiał. Po prostu sposób w jaki to robił wzbudzał u mnie ten sam odruch :) Uważam, że Alice Englert dobrze zagrała swoją rolę i pasowała do niej. Scenografia również była w porządku. Więc czasem się śmiałam, czasem byłam zaskoczona, a momentami zasmucona. Film wzbudził u mnie różne uczucia. Sposób w jaki się zakończył świadczy o tym, że będzie kolejna część. W sumie było by to logiczne, gdyż jest 5 części książek :) Kto wie, może to zastępca sagi "Zmierzch".

  Film mi się jak najbardziej podobał. Uważam, że jest on ciekawy. Na pewno się na nim człowiek nie nudzi. Jest w nim trochę, a nawet dużo wątków miłosnych oraz magii. Polecam, warto go obejrzeć. Przynajmniej takie jest moje zdanie ;)

PS. Było by mi bardzo miło jeżeli głosowali byście w mojej ankiecie. Jak nie komentujecie, to chociaż w ten sposób moglibyście zostawić po sobie ślad. W ten sposób będę wiedzieć co myślicie o tym co piszę. Z góry dziękuję :)

 

niedziela, 21 kwietnia 2013

Intruz

  Hej. W zeszłą niedzielę udało mi się pójść do kina, na film pod tytułem "Intruz". Reżyserem i scenarzystą za razem jest Andrew Niccol. Swoją premierę światową miał 22 marca 2013, zaś w Polsce 5 kwietnia. Film ten powstał na podstawie powieści Stephenie Meyer, o tym samym tytule. W głównych rolach występują Saoirse Ronan (jako Melanie i Wagabunda), Jake Abel (jako Ian O'Shea), Max Irons (jako Jared Howe) oraz Diane Kruger (jako Łowczyni).


  Akcja dzieje się w przyszłości. Panowanie na Ziemii przejął niewidzialny wróg. Ludzkie ciała i umysły opanowują dusze, które są dobre, łagodne i spokojne, lecz nie mają uczuć, nie potrafią czuć tego, co my. Jedną z ostatnich, wolnych, ludzkich istot jest Melanie, jednak zostaje schwytana przez najeźdzców. W jej ciele zostaje umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Jej zadaniem jest poznanie wspomnień Melanie, by dowiedzieć się gdzie znajdują się jeszcze buntownicy - czyli wolni ludzie. Nie jest to jednak proste zadanie, gdyż dziewczyna ma silną osobowość i nie chce zdradzić swoich bliskich, osób które kocha i na których jej zależy. Próbuje zapanować nad duszą i przejąć nad nią władzę. Wagabunda zaczyna czuć jakieś uczucia, gdy poznaje wspomnienia o ukochanym Melanie. Wyruszają na pustynię w poszukiwaniu bliskich dziewczyny. Czy odnajdą ich ? Czy najeźdzcy wpadną na trop ludzi ? I jak zakończy się ta historia ?


  Nie przepadam za filmami science-fiction, lecz ten przypadł mi do gustu. Ktoś mógłby powiedzieć, że ten film jest nudny, gdyż w większości jest on przegadany, lecz mi to nie przeszkadzało. Mimo, iż nie był to film 3D,  to gdy były pokazywane dusze, to miałam wrażenie że wychodzą one delikatnie poza ekran. Sprawiało to bardzo dobre wrażenie. Sceneria ładna, momentami magiczna. Saoirse Ronan, grająca jedną z głównych ról, pasowała do niej. Czasem wyglądała dość sztywnie, ale nie był to błąd w grze aktorskiej, tylko taka miała być najwidoczniej dusza w ludzkim ciele.

  Dużo osób ma negatywne odczucia co do tej produkcji, lecz jak dla
mnie, był to mile spędzony czas w kinie. Jak najbardziej nie żałuję wydanych pieniędzy na bilet. Nie jest to film dla kogoś, kto lubi ciągłą akcję, gdyż w większości jest tu gadanie. Ale i tak polecam ten film.

piątek, 5 kwietnia 2013

Mój rower

  Bodajże pod koniec listopada byłam w kinie na polskim filmie pt. "Mój rower". Jego reżyserem jest Piotr Trzaskalski. Swoją premierę miał 16 listopada 2012 roku w Polsce. W głównych rolach występują: Michał Urbaniak (jako Włodzimierz Starnawski), Artur Żmijewski (jako Paweł Starnawski) oraz Krzysztof Chodorowski (jako Maciek Starnawski).


  Opowiada on o trójce mężczyzn - ojcu (Paweł), synu (Maciek) oraz dziadku (Włodzimierz). Żonka odchodzi od niego. Ten, mimo iż jest chory na cukrzycę, zatapia smutki w alkoholu. Z odsieczą przybywa jego syn Paweł, który jest światowej sławy pianistą oraz uczący się w Londynie wnuk Maciek. Mimo swej niechęci do siebie, są skazani na swe towarzystwo przez kilka dni, gdyż wyruszają na poszukiwanie żony Włodka. Daje im to czas na powiedzenie co, komu leży na sercu oraz przyznanie się do odwiecznych kłamstewek. Czy uda im się odnaleźć swoją "zgubę" ? I czy ich wzajemne relacje się poprawią i zbliżą się do siebie ?

  "Mój rower" pokazuje, że istnieją jeszcze prawdziwe, polskie filmy, które zawierają w sobie jakiś sens. A nie tak jak większość współczesnych, polskich produkcji, gdzie głównym wątkiem jest seks i cała fabuła kręci się tylko wokół tego. Ukazuje on również sposób myślenia mężczyzn, ogólnie ich świat. Zawiera w sobie sceny, w których człowiek się wzrusza, smutnieje. Ale nie jest on melancholijny. Ma również teksty lub momenty zabawne. Myślę, że same imię psa Włodka, a mianowicie Koleś, wprawia nasze usta w ruch do góry. Gra aktorska wyśmienita. Michał Urbaniak idealnie nadawał się do swojej roli. Sceneria też niczego sobie. Jak dla mnie jest to film, który daje widzowi do myślenia. Mówię to na swoim przykładzie. Po wyjściu z kina, w mojej głowie przewijało się wiele myśli i sensu niektórych spraw.

  Film bardzo mi się podobał i bardzo chętnie obejrzałabym go ponownie. Był to w 100% udany wypad do kina i nie żałuje ani złotówki wydanej na bilet. Jak najbardziej polecam, wart obejrzenia.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Roman Barbarzyńca

  Jakieś dwa miesiące temu, obejrzałam animowany, duński film pt. Roman Barbarzyńca. Ku mojemu zdziwieniu, reżyserami są trzy osoby: Kresten Vestbjerg Andersen, Thorbjørn Christoffersen oraz Philip Einstein Lipski. Swoją premierę na świecie miał 29 września 2011 roku, zaś w Polsce 20 lipca 2012 roku. Polski dubbing podkładają m.in Maciej Stuhr (jako Roman), Czesław Mozil (jako Wrzaskier) i Anna Mucha (jako Ksenia).


  Film opowiada o plemieniu kulturystycznych Barbarzyńców, którzy w krainie Wszechściemia uważani są za niepokonanych wojowników. Pewnego dnia prawie wszyscy trafiają do niewoli okrutnego księcia Zamordora, który jest bardzo żądny władzy nad światem. Na wolności pozostał Roman, który zdecydowanie różni się od swoich współplemieńców. Dlaczego ? A no dlatego, że jest on od nich niższy, brak mu muskulatury i jest tak zwaną chudziną, która przy delikatnym upadku mogłaby się uszkodzić. Jednak musi się wziąć w garść i zebrać wszystkie możliwe siły, by ruszyć z odsieczą uwięzionym barbarzyńcom. W wyprawie pełnej przygód towarzyszy mu bard Wrzaskier (który wbrew pozorom nie posiada zdolności do śpiewania), wojowniczka Ksenia oraz elf Lameras. Czy Romanowi uda się uratować przyjaciół ? I czy znajdzie w sobie odwagę i siłę by postawić się okrutnemu Zamordorowi ?

  Mimo, iż jest to film animowany, zdecydowanie nie jest to bajka dla dzieci. Dużo scen jest nieprzyzwoitych, przepełnionych seksem. Same stroje bohaterów mówią same za siebie. A poza tym dzieci mogły by nie zrozumieć sensu wielu scen czy zdań.  Jest to komedia i całkowicie się z tym zgadzam. Przez cały film uśmiech nie schodził mi z twarzy. Czesław Mozil idealnie pasował jako dubbing do roli Wrzaskiera. Niektórym film może wydawać się głupkowaty, lecz nie można powiedzieć że nie jest on zabawny.

  Ubawiłam się oglądając "Romana Barbarzyńca", a to cenię sobie w komediach - że są śmieszne. Z chęcią obejrzałabym go jeszce raz. Dobry poprawiacz humoru :)

środa, 3 kwietnia 2013

7 psychopatów

  W zeszłym roku miałam okazję pójść z klasą do kina na film pt. "7 psychopatów". Jego reżyserem i scenarzystą zarazem jest Martin McDonagh. Swoją premierę w Polsce miał 30 listopada 2012 roku, zaś na świecie 7 września. W głównych rolach występują: Colin Farrell (jako Marty), Sam Rockwell (jako Billy) i Christopher Walken (jako Hans).

  Opowiada on o scenarzyście Martym, który ma za zadanie napisać nowy scenariusz, lecz brak mu pomysłów. Zaczyna tworzyć go o tytule "Siedmiu psychopatów". Pomaga mu w tym jego najlepszy przyjaciel, bezrobotny aktor Billy. Dorabia on sobie jako złodziej psów. Lecz pewnego dnia kradnie on wraz ze swym wspólnikiem Hansem czworonoga nieodpowiedniej osobie. A mianowicie szalonemu gangsterowi Charliemu (Woody Harrelson), który obsesyjnie uwielbia swojego schitzu. Jest on w stanie zrobić wszystko, by odzyskać swojego pupila. Historia się komplikuje i wplątuje się w nią wiele osób, m.in Marty. Czy gangsterowi uda się odzyskać swojego psiaka ? Czy Marty napisze do końca swój scenariusz oraz kto stanie się jego bohaterami ? I jak zakończy się ta historia ?


  Jest to komedia kryminalna, lecz dla mnie tylko z nazwy. Można się było tego spodziewać, gdyż jest to produkcja angielska, a angielski dowcip jest ciężki. Mało było momentów przy których bym się uśmiała. W większości sceny były "przesiąknięte" krwią i brutalnością, co wzbudzało u mnie wręcz obrzydzenie. Dialogi również nie powalają. Zaletą tego filmu jest fakt, że jest to zupełnie nowa kompozycja, niepodobna do innych, a reżyser wykazał się kreatywnością.

  Uwielbiam oglądać komedie, lecz na tej się zawiodłam. Nie poszłabym na nią do kina drugi raz, gdyż dla mnie było to wyrzucenie pieniędzy w błoto. Może komuś się podoba się tego typu film, lecz mojego serca on nie zdobył.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Avatar



W święta wielkanocne miałam okazję obejrzeć film Avatar w 3D. Reżyserem jak i scenarzystą jest James Cameron, twórca znanego wszystkim filmu pt. Titanic. Jest to film Sci-Fi. Swoją premierę miał 25 grudnia 2009 roku w Polsce, a na świecie 10 grudnia tego samego roku. W rolach głównych występują m.in Sam Worthington jako Jake Sully, Zoe Saldana jako Neytiri, Sigourney Weaver jako Dr Grace Augustine, Michelle Rodriguez jako Trudy Chacon.

  Akcja filmu rozgrywa się w 2154 roku, a więc w przyszłości. Główny bohater Jake Sully, jest sparaliżowany od pasa w dół. Po śmierci swojego brata bliźniaka, ze względu na takie samo DNA, dostaje propozycję pracy za swojego brata w korporacji w ramach programu Avatar. Ma on miejsce na księżycu gazowego giganta w układzie Alfa Centauri – Pandorze, zamieszkanym przez rasę humanoidalnych Na'vi. Z DNA tej rasy oraz DNA ludzi hoduje się ciała zwane avatarami. Ludziom z korporacji głównie zależy na jakiś drogich kamieniach, które są na terenie zamieszkiwamym przez Na'vi. Jake dostaje zadanie by zdobyć zaufanie tej rasy i namówić ich do przeprowadzki, przeniesienia się w inne miejsce, tak by ułatwić dostęp ziemianinom do złoży tych drogocennych kamieni. Poznaje Neytiri, jedną z Na'vi, która uczy go ich zwyczajów. Czy uda mu się zdobyć zaufanie plemienia ? Co go będzie łączyło z Neytiri ? I czy spełni postawione mu zadanie ?

  Avatar jest robiony głównie techniką komputerową, lecz mimo to wygląda bajecznie. Jest w 3D, co daje mu naprawde niesamowite efekty. Elementy przyrody na Pandorze są bardzo ładne i zadziwiają, można poczuć się jak w bajce. Ten film myślę że wzbudza wiele emocji, przynajmniej u mnie. Czasem człowiek się lekko zaśmieje lub uśmiechnie, a czasem zrobi się smutny i zakręci mu się łza w oku. Każdy element wydaje się być idealnie dopasowany, bez żadnych niedociągnięć.

   Mimo iż nie jestem fanką tego typu filmów, ten przypadł mi do gustu. Nie dziwię się że został on niejednokrotnie nagrodzony. Robi on duże wrażenie i pokazuje, że ludzka wyobraźnia nie zna granic. To niesamowite że ktoś wymyślił coś takiego. Polecam ten film każdemu, uwierzcie mi, nawet jak nie lubicie Sci-Fi, to polubicie go.