piątek, 31 maja 2013

Nietykalni

   Hej. Na początku chciałam powitać nową obserwatorkę :) Również chciałam podziękować za liczbę wyświetleń. Jest ich ponad 1000. Jestem w szoku, gdyż nie liczyłam, że kiedykolwiek będę tyle miała. Jeszcze raz dziękuję ;)

   Jakoś chyba w ferie zimowe miałam okazję obejrzeć film pod tytułem "Nietykalni". Został on wyreżyserowany przez dwóch mężczyzn - Oliviera Nakache i Erica Toledano. Światową premierę miał 23 września 2011 roku, zaś w Polsce 13 kwietnia 2012 roku. Jest to historia oparta na prawdziwych faktach. W głównych rolach występują: François Cluzet (jako Philippe) oraz Omar Sy (jako Driss).


   Sparaliżowany na skutek wypadku milioner (Philippe) zatrudnia do pomocy i opieki Drissa, młodego
chłopaka z przedmieścia, który właśnie wyszedł z więzienia. Na pierwszy rzut oka zatrudnia osobę najmniej odpowiednią do tej pracy. Chodź są z dwóch różnych światów, znajdują wspólny język i ich przypadkowe spotkanie zamienia się w przyjaźń. Czy dzięki chłopakowi milioner znów poczuje, że żyje ? Czy przy nim zapomni o swojej niepełnosprawności ? I jakie przygody czekają te dwie różne osobowości ?

   Czytałam, że ten film zachwycił 25 mln widzów, ja należę do tej grupy ludzi. Piękna historia, zabawna, a zarazem wzruszająca. Cieszę się, że są jeszcze filmy, które mają jakiś sens. Że nie są to jakieś naiwne, banalne produkcje, których niestety w dzisiejszym świecie jest coraz więcej. Jest to komedia, która nie ma jakiegoś głupkowatego humoru i dziecinnego dowcipu. Teksty są dobrze dobrane i dojrzalsze, niż w niektórych komediach. Jestem naprawdę pod wrażeniem gry aktorskiej Françoisa Cluzeta. W normalnym życiu jest on całkowicie sprawny, zaś w filmie musiał grać niepełnosprawnego, który prawie wogóle nie może się ruszać. To niesamowite, że umiał to zagrać. Jak to oglądałam, to miałam wrażenie, że on jest taki w rzeczywistości. Więc jego gra jest na wysokim poziomie. Film jest szczery, nie ma w nim tak zwanych sztuczności. Na dodatek możemy zobaczyć kilka paryskich miejsc.

   Warto obejrzeć tę produkcję. Scenariusz jest napisany naprawdę dobrze. Gra aktorska bez zarzutu. Prawdziwa komedia, a nie jakiś banał. Lubisz się śmiać i wzruszać ? Ten film jest dla Ciebie. Polecam

sobota, 25 maja 2013

Jeden dzień

   To znowu ja. A nudzi mi się, to pomyślałam, że dodam drugą recenzję.

   Jakiś czas temu moja przyjaciółka pokazała mi film pod tytułem "Jeden dzień". Jego reżyserem, a właściwie reżyserką jest Lone Scherfig. Swoją premierę na świecie miał 8 sierpnia 2011 roku, zaś w Polsce 11 listopada (tego samego roku). W głównych rolach występują: znana wszystkim Anne Hathaway (jako Emma Morley) oraz Jim Sturgess (jako Dexter Mayhew).


   Film opowiada o idealistce i marzycielce Emmie oraz pewnym siebie, przystojnym Dexterze. Ona szuka prawdziwej miłości, on zaś sexu. Poznają się w dniu ukończenia szkoły - 15 lipca 1988 roku. Spędzają ze sobą noc, która okazuje się inna niż wszystkie. Postanawiają spotykać się 15 lipca, każdego roku.Podczas spotkań rozmawiają o swoich związkach, sukcesach, marzeniach i rozczarowaniach. Czy znajdą to czego szukają, czyli szczęście ? Ile im to zajmie ? I czy będą sobie zdawać sprawę, że to czego szukają jest tak blisko ?

   Pierwszy raz widziałam film, który odgrywał się w tym samym dniu i miesiącu, w każdym następnym roku. Pomysł na produkcję niesamowity. Jest to historia miłości, poszukiwania drugiej połówki, naszego szczęścia. Pokazuje ile potrzebujemy czasem czasu, by zauważyć, że to czego poszukujemy jest czasem bardzo blisko nas. Że wystarczy nieraz lepiej się przyjżeć, otworzyć szerzej oczy. Możemy zauważyć jak bohaterowie się zmieniają z każdym rokiem. Nie tylko w wyglądzie, ale również w zachowaniu. To tak jakbyśmy żyli koło nich i obserwowali z bliska. Więc jest to naprawdę  niezwykłe i interesujące. Stylizacje są przeróżne, dzięki czemu możemy zobaczyć jak ubierano się dawniej, jak to się zmieniało. Gra aktorska świetna. Zresztą co się dziwić, skoro jedną z głównych ról gra wspaniała, doświadczona aktorka Anne Hathaway. Historia wzruszająca i piękna. Niezwykle urocza. Nie jest ona jakaś banalna, przekazuje wiele ważnych rzeczy.

   Film wspaniały, mogłabym go oglądać po kilka razy, a i tak by mi się nie znudził. Momentami łezka zakręciła mi się w oku. Film bardzo ciekawy i warty obejrzenia. Przymierzam się do przeczytania książki. Polecam z całego serca.

Sztuka dorastania

    Hej. Jakiś czas temu natrafiłam na film pod tytułem "Sztuka dorastania". Jego reżyserem i scenarzystą zarazem jest Gavin Wiesen. Swoją światową premierę miał 23 stycznia 2011 roku, zaś w Polsce 9 grudnia tego samego roku. W głównych rolach występują Freddie Highmore (jako George Zinavoy) oraz Emma Roberts (jako Sally Howe).


   Opowiada o bystrym, młodym, samotniku o imieniu George. Jest to mistrz w zaliczaniu przedmiotów przy minimalnym wysiłku. Dotrwał do klasy maturalnej, mimo, iż ani razu nie odrobił zadania domowego. Na swej drodze spotyka jednak inteligentną dziewczynę o imieniu Sally. Jest to szkolna piękność, która ukrywa swoje uczucia i prawdziwą siebie, pod maską popularności. Okazują się dla siebie bratnimi duszami, które mają te same problemy - trudne relacje z rodzicami. Czy będzie to zwykła znajomość czy coś więcej ?

Czy to spotkanie zmieni ich życie ? A jeśli tak, to na dobre czy na złe ?

   Film bardzo mi się podobał, może dlatego, że również jestem w swoim życiu na etapie dorastania i borykania się z różnymi problemami. Jest to bardzo ciekawa historia o dorastaniu i o trudnościach z nim związanymi. Nie jest to jakiś kolejny naiwny i banalny film. Wręcz przeciwnie. Pobudza do myślenia, zastanowienia się nad wieloma sprawami. Pokazuje, że życie nastolatków nie zawsze jest sielanką, beztroskim okresem. Że czasem na naszej drodze spotykamy przeszkody, które czasem trudno przeskoczyć lub ominąć. Uważam, że gra aktorska była na dobrym poziomie. Freddie Highmore pasował do roli samotnego, trochę nieśmiałego i może nieco zagubionego chłopaka. Fabuła ciekawa.

   Naprawdę polecam ten film. Trwa on niecałe 90 minut, więc nie jest za długi. Warto go obejrzeć. Polecam :)

wtorek, 21 maja 2013

Ślubne wojny

   Hej. Jestem w szoku, że mam tyle wyświetleń, a mianowicie ponad 800. A jeszcze na początku kwietnia miałam ledwo 300. Bardzo dziękuję. Wiem, że dodałam recenzję wczoraj, ale pomyślałam, że w ramach podziękowania dodam dzisiaj kolejną.

   Jakoś na początku zeszłych wakacji, moja przyjaciółka puściła mi komedię pod tytułem "Ślubne wojny". Jej reżyserem jest Gary Winick. Swoją światową premierę miał 5 stycznia 2009 roku, zaś w Polsce 6 lutego, tego samego roku. W głównych rolach występują: Kate Hudson (jako Liv Lerner) oraz Anne Hathaway (jako Emma Allan).

   Opowiada on o dwóch, najlepszych przyjaciółkach - Liv i Emmie. Liv jest prawniczką i jest

 przyzwyczajona, że dostaje to, czego chce. Ma świetną pracę i idealnego faceta. Emma zaś pracuje jako nauczycielka, szczęście bliskich jest dla niej ważniejsze od własnego. Od dziecka wyobrażały sobie swoje śluby i obie marzyły o weselu w nowojorskim hotelu Plaza. Właśnie skończyły 26 lat i wychodzą za mąż. Ich największe marzenie się spełnia. Wszystko było by wspaniale, gdyby nie fakt, że popełniono błąd i daty obu ślubów zostały wyznaczone na ten sam dzień. Żadna z dziewczyn, nie chce zmienić daty ślubu, dlatego nawzajem próbują pokrzyżować swoje plany. Rozpoczyna się prawdziwa wojna. Czy ich przyjaźń to przetrwa ? I jak zakończy się ta zacięta bitwa ?

   Sam tytuł mówi za siebie, od razu wiadomo (przynajmniej dla mnie), że to jakaś komedia. I rzeczywiście nią jest. Podczas oglądania dużo śmiechu. I takie filmy można nazwać komedią, gdy jest się z czego pośmiać. Gra aktorska świetna, zresztą co się dziwić, w głównych rolach grają bardzo dobre aktorki. Film jest lekki, ciągle się w nim coś dzieje, dzięki czemu nie jest nudny. Na pewno jest przy nim dużo zabawy, czasem śmiałam się z głupoty bohaterek. Lecz dla mnie miał on jakieś przesłanie, ale nie powiem jakie. Wydaje mi się również, że scenarzyści, zresztą mężczyźni, chcieli wyśmiać kobiety. A mianowicie, że na słowo ŚLUB, dostejemy jakiegoś szaleństwa i jesteśmy w stanie zrobić wszystko, by wyszedł on idealnie, po naszej myśli. Że potrafimy narazić nawet naszą przyjaźń, byle osiągnąć cel. Ale może to tylko moje wrażenie.

   Jeżeli lubicie lekkie komedie, przy których można się pośmiać, ta jest idealna. Oglądało mi się ją z wielką przyjemnością. Polecam :)

poniedziałek, 20 maja 2013

Jesienna miłość

  Jakiś czas temu przeczytałam książkę pod tytułem "Jesienna Miłość", znanego pisarza - Nicholasa Sparksa.
Została ona wydana w 1999 roku. Ma ona również swoją ekranizację, jak większość powieści tego autora (którą miałam okazję obejrzeć, ale o tym może innym razem) o tytule "Szkoła uczuć". Głównymi bohaterami są Landon Carter oraz Jamie Sullivan.

  Akcja ma miejsce w 1958 roku w Beauford w Karolinie Północnej. Siedemnastoletni Landon rozpoczyna naukę w ostatniej klasie szkoły średniej. Jego ojciec, który jest kongresmenem, pragnie, by jego syn zrobił

 karierę. On jednak, tak jak reszta jego znajomych, nie zastanawiał się jeszcze nad swoim dorosłym życiem. Prowadzi beztroskie życie, pełne imprez z kolegami. Wyjątkiem jest jednak cicha i spokojna Jamie Sullivan, córka pastora, wdowca. Nie chodzi na balangi, i nie rozstaje się z Biblią. Nadchodzi doroczny bal. Chłopak nie ma z kim iść i desperacko zaprasza na niego Jamie, na którą dotąd nie zwrócił uwagi, mimo, iż chodzą do tej samej klasy. Ich znajomość nie kończy się na balu, spotykają się na lekcjach dramatu i spędzają ze sobą więcej czasu. Co połączy tę dwóję ? Czy jest możliwe, by dwa różne światy zbliżyły się do siebie ? I jaki sekret kryje w sobie ta cicha dziewczyna ?

  Jak to zwykle bywa, film zdecydowanie różni się od książki. Ale recenzja dotyczy książki, więc skupię się na niej. Jest to wspaniała powieść o dojrzewaniu, pierwszych, prawdziwych miłościach. Pokazuje, jak jeden człowiek, ma wpływ na drugiego, że potrafi go zmienić. Że czasem taka z pozoru cicha, uznawana za nudną osoba, może być w rzeczywistości wspaniałą, ciekawą osobą, która może wiele wnieść do naszego życia.
Jest ona niezwykle emocjonalna, wzruszająca. Nie powiem, łza zakręciła mi się w oku. Jest w niej wiele wartości, które autor nam ukazuje, zapoznaje nas z nimi. Według mnie, z każdej książki Nicholasa Sparksa można wiele wynieść, nauczyć się i inaczej spojrzeć na świat. Często wzbudza on u mnie dużo refleksji. Jest on świetnym pisarzem, jego twórczość czyta się naprawdę lekko i człowiek jest ciekawy co będzie dalej i jakie będzie zakończenie. Dlatego zawsze docieram do końca i to w dość szybkim czasie. Zauważyłam, że w każdej jego powieści jest jakaś chora osoba, jak jest w tym przypadku, to wam nie powiem. Ciekawi mnie tylko dlaczego.

  Książka jest świetna (film również :) ). Jest ona dobra dla każdego, i dla małego i dla dużego. Jest niezwykle wciągająca i interesująca. Także zapraszam do przeczytania, bo warto :)

 

wtorek, 14 maja 2013

Karolina XL

   Hej ! Już jakiś dłuższy czas temu, czytałam książkę pod tytułem "Karolina XL". Jej autorką jest znana polska pisarka powieści młodzieżowych (i nie tylko) - Marta Fox. Została wydana w 2009 roku. Jest to pierwsza część, druga to "Karolina XL zakochana".

   Opowiada o Karolinie (jak mówi sam tytuł), która na codzień boryka się z kpiną i wyśmiewaniem przez jej rówieśników. Powód ? Głównie nadwaga. Mówi również o innych jej problemach dotyczących dojrzewania. Dziewczyna próbuje walczyć o swoją godność i szukać akceptacji dla inności wśród innych. Czy uda jej się osiągnąć swój cel ? Jak potoczy się ta historia ? Czy zakończy się happy endem ?

   Książka bardzo mi przypadła do gustu. Jest momentami odważna i ostra, podoba mi się, że autorka nie owija w bawełnę. Pokazuje, że każdy pragnie akceptacji i miłości. Są w niej różne obserwacje, które ruszają nasze szare komórki do pracy i zastanowienia się nad niektórymi sprawami. Ukazuje jak młodzież patrzy na siebie i co się dla nich liczy. A mianowicie wygląd, który odgrywa dużą rolę w tym czasie (niestety). Że dla młodych ludzi (oczywiście nie wszystkich), liczy się to czy jesteś chudy, czy gruby, brzydki czy ładny. Patrzą na człowieka tylko z zewnątrz, nie zauważając jego wnętrza. Przez to często tracąc wiele, gdyż ta "brzydka" osoba, może być w rzeczywistości wspaniałą i niezwykle ciekawą. Poza tym każdy jest ładny na swój sposób. Przypomina tym dużym jak i małym, jak dojrzewanie może być trudnym, ciężkim i czasem bolesnym okresem w naszym życiu. I że każdy potrzebuje czyjegoś wsparcia. Bohaterka jest momentami bardzo naiwna, lecz może to tylko moje odczucie. Książka jest napisana bardzo ciekawie, czyta się ją przyjemnie i szybko. Ma momenty, epizody, które mogą zadziwić lub zaskoczyć. U mnie wzbudzała różne emocje, czasem mnie wkurzał fakt, że istnieją na świecie tacy wredni ludzie, jak niektórzy w tej powieści, a czasem coś mnie smuciło. Ale były też momenty w których się uśmiechnęłam.

   Jest to naprawdę warta przeczyatnia książka. Naprawdę polecam. Drugiej części jeszcze nie przeczytałam, bo mi jakoś tak nie szła. Ale ja tak często mam. Pierwszą przeczytam raz dwa, a druga idzie mi gorzej. Ale przełamie się i przeczytam, nawet ostatnio w bibliotece miałam ją w rękach :)
 

sobota, 11 maja 2013

Sanctum

  Hej. Wczoraj obejrzałam film pod tytułem "Sanctum". Jego reżyserem jest Alister Grierson. Jednym z producentów jest znany wszystkim James Cameron. Swoją premierę miał 3 lutego 2011 roku na świecie oraz dzień później w Polsce. Jest to historia oparta na prawdziwych faktach. Film ten, to połączenie dramatu, przygody i thrillera. W głównych rolach występują Richard Roxburgh (jako Frank McGuire), Ioan Gruffudd (jako Carl), Rhys Wakefield (jako Josh McGuire) oraz Alice Parkinson (jako Victoria).

   Film opowiada o grupie płetwonurków, którzy wyruszają na ekspedycję do gigantycznego systemu jaskiń. Wśród nich jest doświadczony speleolog Frank McGuire, jego syn Josh i sponsor całej wyprawy - Carl. Gdy nadchodzi tropikalna burza, ekipa zostaje odcięta od wejścia do kompleksu. Wyruszają więc w poszukiwaniu wyjścia ze stopniowo zalewanych korytarzy. Rozpoczynają walkę z szalejącym żywiołem, niebezpiecznym i niedokońca znanym terenem oraz panicznym strachem. Czy znajdą wyjście z jaskini ? I czy wszyscy wyjdą z tego cało ?

  Jest to bardzo ciekawa historia. Film do ostatniej minuty trzyma w napięciu. Ciągle zadawałam sobie pytania - "Uda im się ? Jejciu ile z nich przeżyje ?". Były momenty w których odwracałam wzrok od telewizora, ze względu na niektóre widoki, niezbyt przyjemne. Efekty 3D nie porażały, ale nie było najgorzej. Był moment w którym się wzruszyłam, oczy mi się zaszkliły, lecz powstrzymałam się od uronienia łzy. Sceneria czasami robiła naprawdę duże wrażenie, aż na usta się cisnęło słowo WOW. Zdarzały się momenty, które mnie delikatnie rozbawiły np. pokazanie kawałka tylnej części ciała przez jednego z bohaterów, w kierunku drugiego. Gra aktorska również niczego sobie.

  Mam co do "Sanctum" pozytywne odczucia. Bardzo mi się podobał. Gorąco polecam :)

poniedziałek, 6 maja 2013

Liceum Avalon

  Hej. Na początku chciałam powitać nową obserwatorkę, bardzo mi miło :)
Ostatnio jakoś tak dodawałam dużo recenzji filmów, dlatego zagłębiłam się do mojej pamięci, by napisać recenzję książki. Czytałam ją chyba ze dwa lata temu, ale pamiętam bardzo dobrze.

  "Liceum Avalon" to powieść pisarki Meg Cabot z 2005 roku. Głównymi bohaterami są Elaine "Ellie" Harisson oraz William Wagner. Meg przenosi nas wraz z główną bohaterką do współczesnego Camelotu.


  Rodzice Ellie, profesorowie biorą roczny urlop naukowy, by napisać książki oparte na źródłach. Dziewczyna nie mając żadnego wpływu na decyzję rodziców, musi się wyprowadzić wraz z nimi w nowe miejsce, do nowego domu i nowej szkoły. Tam chodzi do liceum - Liceum Avalon. Szkoła wygląda zwyczajnie, tak jak i uczniowie. Chodzą do niej zapalony sportowiec Lance, cheerleaderka Jennifer i przystojny Will, przewodniczący ostatniej klasy i napastnik drużyny futbolowej. Ale Ellie jest tu nowa i dopiero po pewnym czasie odkrywa, że w Avalonie nie wszystko jest takie, jak się wydaje – nawet ona sama. Na nowo rozgrywają się zdarzenia z legend o królu Arturze. Ellie zakłóca jednak bieg tej historii, bo zakochuje się w niewłaściwym bohaterze. Jaką rolę ma do odegrania w tym, co tu się dzieje? Czy szereg dziwnych zbiegów okoliczności doprowadzi do katastrofy? I co jeśli ona nie będzie potrafiła temu zapobiec?

  Może się wydawać, że jest to jakaś naiwna "bajeczka", lecz w rzeczywistości jest to ciekawa książka. Czyta się ją szybko i przyjemnie. Jest tu trochę przygody, historii o królu Arturze oraz tak lubiany przeze mnie wątek miłosny. Na pewno jest to powieść młodzieżowa, więc bardziej spodoba się młodym czytelnikom, lecz kto wie, może i dorosłym przypadnie do gustu. Po raz pierwszy spotkałam się z utożsamieniem dzisiejszych nastolatków z bohaterami pradawnych legend. I spodobało mi się to, lecz myślę że nie było to proste zadanie, stąd duże brawa dla autorki. W ogóle pomysł całej książki robi duże wrażenie, trzeba mieć naprawdę dużą wyobraźnię by wpaść na coś takiego. Bywały momenty zaskoczenia, lecz tego pozytywnego. Ogólnie moje odczucia co do tej powieści są bardzo dobre.

  Chętnie przeczytałam tę książkę i mogłabym to zrobić jeszcze kilka razy, a i tak by mi się nie znudziła. Jest to taka lekka powieść, którą szybko się czyta. Mi się spodobała, mam nadzieję że wam też przypadnie do gustu.


środa, 1 maja 2013

Step up 4 Revolution

  Hej, na wstępie chciałam podziękować Aleksandrze Malik, mojej pierwszej, oficjalnej obserwatorce (nielicząc mojej przyjaciółki). Jest mi bardzo miło czytać jej pochlebne komentarze i wiedzieć, że to co piszę komuś się podoba. Również bardzo mnie cieszy liczba wyświetleń, która w ciągu miesiąca wzrosła o ponad 300 wyświetleń, dzięki czemu jest ich teraz ponad 500. Bardzo dziękuję :)

  Jakoś w ferie zimowe miałam okazję obejrzeć film pod tytułem "Step up 4 Revolution" i to dwa razy. Jego reżyserem jest Scott Speer. Swoją premierę miał 27 lipca 2012 roku zarówno na świecie, jaki i w Polsce. Jest to czwarta część serii Step up. W głównych rolach występują Ryan Guzman (jako Sean) oraz Kathryn McCormick (jako Emily).


  Film opowiada o grupie tanecznej "The Mob" pochodzącej z Miami na Florydzie. Każde miejsce jest dla nich dobrym parkietem do tańca, czy jest to ulica, muzeum, centrum handlowe czy galeria sztuki, nie robi im to żadnej różnicy. Grupą przewodzi przystojny Sean. Pewnego dnia spotyka piękną dziewczynę o imieniu Emily, która przyjechała do Miami by stać się profesjonalną tancerką. Dołącza do grupy, gdzie ma okazję uczestniczyć w czymś więcej niż w zwykłych zawodach tanecznych. A mianowicie dzielnica "The Mob" jest zagrożona wyburzeniem i muszą zrobić wszystko by do tego nie dopuścić. Co wymyślą ? Czy uda im się uratować rodzinne strony ?

  Wielu zapewne uważa, że jest to tak zwane odgrzewanie kotleta i nie może to być nic ciekawego. Od razu mówię, że ci ludzie się mylą. Może i jest tu typowa historia miłości, ale za to reszta jest inna. Zazwyczaj w tego typu filmach chodzi o jakiegoś typu zawody taneczne (często uliczne), lecz tutaj walczą o coś zupełnie innego. Jak zwykle jest dużo tańca, a nawet mam wrażenie, że w tej części jest go więcej i na o wiele wyższym poziomie. Układy po prostu mnie zachwycały, były świetne i bardzo profesjonalne. W soundtrackach można było usłyszeć piosenkarzy takich jak: Timbaland, Ne-Yo, Flo Rida, Eva Simons, Far East Movement czy Justin Bieber. Oglądając sama miałam ochotę zatańczyć. Gdy odeszłam od telewizora to moje ciało od środka się ruszało, a w uszach brzęczały pojedyncze nuty utworów. Gra aktorska świetna, tancerze zasługują na szacunek, jak i choreograf który był odpowiedzialny za układy.

  Jednym słowem można opisać ten film - BOMBA !! Uwielbiam serię Step up i ta część również mnie nie zawiodła. Uważam nawet, że była jedną z najlepszych pod względem tanecznym. Mogłabym ją obejrzeć jeszcze z 10 razy, a i tak by mi się nie znudziła. Naprawdę polecam, warto :)