Hej. W ramach zrelaksowania się i odstresowania przed jutrzejszymi egzaminami, postanowiłam dodać nową recenzję. Dotyczy ona filmu, na którym byłam w kinie jakoś w lutym. Mowa tu o "Pięknych istotach". Ich reżyserem i scenarzystą w jednym jest Richard LaGravenese. Swoją premierę miał 13 lutego tego roku, zarówno w Polsce, jak i na świecie (co mnie bardzo zaskoczyło, gdyż zazwyczaj premiera Polska ma miejsce póżniej niż ta światowa). W głównych rolach występują Alden Ehrenreich (jako Ethan Wate), Alice Englert (jako Lena Duchannes) oraz Jeremy Irons (jako Macon Ravenwood). Film oparty jest na pierwszej części powieści autorstwa Kami Garcii oraz Margaret Stohl, o identycznym tytule.
Film opowiada o szesnastolatku o imieniu Ethan, który mieszka w małym, nudnym miasteczku Gatlin w
Karolinie Północnej. Od wielu miesięcy śni mu się ta sama, nieznajoma, piękna dziewczyna. Pewnego dnia do jego klasy dołącza nowa uczennica - Lena Duchannes. Chłopak widzi w niej nieznajomą ze snu. Postanawia zapoznać się z tajemniczą dziewczyną, która zamieszkała u swojego wuja Macona. Ethan szybko odkrywa, że Lena nie jest typową nastolatką. Co połączy tę dwójkę ? Jaką tajemnicę kryje Lena i jaki wpływ będzie ona miała na jej życie ?
Sam zwiastun zachęcił mnie do obejrzenia tego filmu. Wydawał się reprezentować coś ciekawego do obejrzenia. I się nie myliłam. Nie przeczytałam jeszcze książki (niestety), dlatego nie mogę porównać filmu do powieści, lecz sama produkcja zrobiła na mnie dobre wrażenie. Postać Ethana, granego przez Aldena Ehrenreicha, wzbudzała we mnie uśmiech, gdy ten się śmiał. Po prostu sposób w jaki to robił wzbudzał u mnie ten sam odruch :) Uważam, że Alice Englert dobrze zagrała swoją rolę i pasowała do niej. Scenografia również była w porządku. Więc czasem się śmiałam, czasem byłam zaskoczona, a momentami zasmucona. Film wzbudził u mnie różne uczucia. Sposób w jaki się zakończył świadczy o tym, że będzie kolejna część. W sumie było by to logiczne, gdyż jest 5 części książek :) Kto wie, może to zastępca sagi "Zmierzch".
Film mi się jak najbardziej podobał. Uważam, że jest on ciekawy. Na pewno się na nim człowiek nie nudzi. Jest w nim trochę, a nawet dużo wątków miłosnych oraz magii. Polecam, warto go obejrzeć. Przynajmniej takie jest moje zdanie ;)
PS. Było by mi bardzo miło jeżeli głosowali byście w mojej ankiecie. Jak nie komentujecie, to chociaż w ten sposób moglibyście zostawić po sobie ślad. W ten sposób będę wiedzieć co myślicie o tym co piszę. Z góry dziękuję :)
poniedziałek, 22 kwietnia 2013
niedziela, 21 kwietnia 2013
Intruz
Hej. W zeszłą niedzielę udało mi się pójść do kina, na film pod tytułem "Intruz". Reżyserem i scenarzystą za razem jest Andrew Niccol. Swoją premierę światową miał 22 marca 2013, zaś w Polsce 5 kwietnia. Film ten powstał na podstawie powieści Stephenie Meyer, o tym samym tytule. W głównych rolach występują Saoirse Ronan (jako Melanie i Wagabunda), Jake Abel (jako Ian O'Shea), Max Irons (jako Jared Howe) oraz Diane Kruger (jako Łowczyni).
Akcja dzieje się w przyszłości. Panowanie na Ziemii przejął niewidzialny wróg. Ludzkie ciała i umysły opanowują dusze, które są dobre, łagodne i spokojne, lecz nie mają uczuć, nie potrafią czuć tego, co my. Jedną z ostatnich, wolnych, ludzkich istot jest Melanie, jednak zostaje schwytana przez najeźdzców. W jej ciele zostaje umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Jej zadaniem jest poznanie wspomnień Melanie, by dowiedzieć się gdzie znajdują się jeszcze buntownicy - czyli wolni ludzie. Nie jest to jednak proste zadanie, gdyż dziewczyna ma silną osobowość i nie chce zdradzić swoich bliskich, osób które kocha i na których jej zależy. Próbuje zapanować nad duszą i przejąć nad nią władzę. Wagabunda zaczyna czuć jakieś uczucia, gdy poznaje wspomnienia o ukochanym Melanie. Wyruszają na pustynię w poszukiwaniu bliskich dziewczyny. Czy odnajdą ich ? Czy najeźdzcy wpadną na trop ludzi ? I jak zakończy się ta historia ?
Nie przepadam za filmami science-fiction, lecz ten przypadł mi do gustu. Ktoś mógłby powiedzieć, że ten film jest nudny, gdyż w większości jest on przegadany, lecz mi to nie przeszkadzało. Mimo, iż nie był to film 3D, to gdy były pokazywane dusze, to miałam wrażenie że wychodzą one delikatnie poza ekran. Sprawiało to bardzo dobre wrażenie. Sceneria ładna, momentami magiczna. Saoirse Ronan, grająca jedną z głównych ról, pasowała do niej. Czasem wyglądała dość sztywnie, ale nie był to błąd w grze aktorskiej, tylko taka miała być najwidoczniej dusza w ludzkim ciele.
Dużo osób ma negatywne odczucia co do tej produkcji, lecz jak dla
mnie, był to mile spędzony czas w kinie. Jak najbardziej nie żałuję wydanych pieniędzy na bilet. Nie jest to film dla kogoś, kto lubi ciągłą akcję, gdyż w większości jest tu gadanie. Ale i tak polecam ten film.
Akcja dzieje się w przyszłości. Panowanie na Ziemii przejął niewidzialny wróg. Ludzkie ciała i umysły opanowują dusze, które są dobre, łagodne i spokojne, lecz nie mają uczuć, nie potrafią czuć tego, co my. Jedną z ostatnich, wolnych, ludzkich istot jest Melanie, jednak zostaje schwytana przez najeźdzców. W jej ciele zostaje umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Jej zadaniem jest poznanie wspomnień Melanie, by dowiedzieć się gdzie znajdują się jeszcze buntownicy - czyli wolni ludzie. Nie jest to jednak proste zadanie, gdyż dziewczyna ma silną osobowość i nie chce zdradzić swoich bliskich, osób które kocha i na których jej zależy. Próbuje zapanować nad duszą i przejąć nad nią władzę. Wagabunda zaczyna czuć jakieś uczucia, gdy poznaje wspomnienia o ukochanym Melanie. Wyruszają na pustynię w poszukiwaniu bliskich dziewczyny. Czy odnajdą ich ? Czy najeźdzcy wpadną na trop ludzi ? I jak zakończy się ta historia ?
Nie przepadam za filmami science-fiction, lecz ten przypadł mi do gustu. Ktoś mógłby powiedzieć, że ten film jest nudny, gdyż w większości jest on przegadany, lecz mi to nie przeszkadzało. Mimo, iż nie był to film 3D, to gdy były pokazywane dusze, to miałam wrażenie że wychodzą one delikatnie poza ekran. Sprawiało to bardzo dobre wrażenie. Sceneria ładna, momentami magiczna. Saoirse Ronan, grająca jedną z głównych ról, pasowała do niej. Czasem wyglądała dość sztywnie, ale nie był to błąd w grze aktorskiej, tylko taka miała być najwidoczniej dusza w ludzkim ciele.
Dużo osób ma negatywne odczucia co do tej produkcji, lecz jak dla
mnie, był to mile spędzony czas w kinie. Jak najbardziej nie żałuję wydanych pieniędzy na bilet. Nie jest to film dla kogoś, kto lubi ciągłą akcję, gdyż w większości jest tu gadanie. Ale i tak polecam ten film.
piątek, 5 kwietnia 2013
Mój rower
Bodajże pod koniec listopada byłam w kinie na polskim filmie pt. "Mój rower". Jego reżyserem jest Piotr Trzaskalski. Swoją premierę miał 16 listopada 2012 roku w Polsce. W głównych rolach występują: Michał Urbaniak (jako Włodzimierz Starnawski), Artur Żmijewski (jako Paweł Starnawski) oraz Krzysztof Chodorowski (jako Maciek Starnawski).
Opowiada on o trójce mężczyzn - ojcu (Paweł), synu (Maciek) oraz dziadku (Włodzimierz). Żonka odchodzi od niego. Ten, mimo iż jest chory na cukrzycę, zatapia smutki w alkoholu. Z odsieczą przybywa jego syn Paweł, który jest światowej sławy pianistą oraz uczący się w Londynie wnuk Maciek. Mimo swej niechęci do siebie, są skazani na swe towarzystwo przez kilka dni, gdyż wyruszają na poszukiwanie żony Włodka. Daje im to czas na powiedzenie co, komu leży na sercu oraz przyznanie się do odwiecznych kłamstewek. Czy uda im się odnaleźć swoją "zgubę" ? I czy ich wzajemne relacje się poprawią i zbliżą się do siebie ?
"Mój rower" pokazuje, że istnieją jeszcze prawdziwe, polskie filmy, które zawierają w sobie jakiś sens. A nie tak jak większość współczesnych, polskich produkcji, gdzie głównym wątkiem jest seks i cała fabuła kręci się tylko wokół tego. Ukazuje on również sposób myślenia mężczyzn, ogólnie ich świat. Zawiera w sobie sceny, w których człowiek się wzrusza, smutnieje. Ale nie jest on melancholijny. Ma również teksty lub momenty zabawne. Myślę, że same imię psa Włodka, a mianowicie Koleś, wprawia nasze usta w ruch do góry. Gra aktorska wyśmienita. Michał Urbaniak idealnie nadawał się do swojej roli. Sceneria też niczego sobie. Jak dla mnie jest to film, który daje widzowi do myślenia. Mówię to na swoim przykładzie. Po wyjściu z kina, w mojej głowie przewijało się wiele myśli i sensu niektórych spraw.
Film bardzo mi się podobał i bardzo chętnie obejrzałabym go ponownie. Był to w 100% udany wypad do kina i nie żałuje ani złotówki wydanej na bilet. Jak najbardziej polecam, wart obejrzenia.
Opowiada on o trójce mężczyzn - ojcu (Paweł), synu (Maciek) oraz dziadku (Włodzimierz). Żonka odchodzi od niego. Ten, mimo iż jest chory na cukrzycę, zatapia smutki w alkoholu. Z odsieczą przybywa jego syn Paweł, który jest światowej sławy pianistą oraz uczący się w Londynie wnuk Maciek. Mimo swej niechęci do siebie, są skazani na swe towarzystwo przez kilka dni, gdyż wyruszają na poszukiwanie żony Włodka. Daje im to czas na powiedzenie co, komu leży na sercu oraz przyznanie się do odwiecznych kłamstewek. Czy uda im się odnaleźć swoją "zgubę" ? I czy ich wzajemne relacje się poprawią i zbliżą się do siebie ?
"Mój rower" pokazuje, że istnieją jeszcze prawdziwe, polskie filmy, które zawierają w sobie jakiś sens. A nie tak jak większość współczesnych, polskich produkcji, gdzie głównym wątkiem jest seks i cała fabuła kręci się tylko wokół tego. Ukazuje on również sposób myślenia mężczyzn, ogólnie ich świat. Zawiera w sobie sceny, w których człowiek się wzrusza, smutnieje. Ale nie jest on melancholijny. Ma również teksty lub momenty zabawne. Myślę, że same imię psa Włodka, a mianowicie Koleś, wprawia nasze usta w ruch do góry. Gra aktorska wyśmienita. Michał Urbaniak idealnie nadawał się do swojej roli. Sceneria też niczego sobie. Jak dla mnie jest to film, który daje widzowi do myślenia. Mówię to na swoim przykładzie. Po wyjściu z kina, w mojej głowie przewijało się wiele myśli i sensu niektórych spraw.
Film bardzo mi się podobał i bardzo chętnie obejrzałabym go ponownie. Był to w 100% udany wypad do kina i nie żałuje ani złotówki wydanej na bilet. Jak najbardziej polecam, wart obejrzenia.
czwartek, 4 kwietnia 2013
Roman Barbarzyńca
Jakieś dwa miesiące temu, obejrzałam animowany, duński film pt. Roman Barbarzyńca. Ku mojemu zdziwieniu, reżyserami są trzy osoby: Kresten Vestbjerg Andersen, Thorbjørn Christoffersen oraz Philip Einstein Lipski. Swoją premierę na świecie miał 29 września 2011 roku, zaś w Polsce 20 lipca 2012 roku. Polski dubbing podkładają m.in Maciej Stuhr (jako Roman), Czesław Mozil (jako Wrzaskier) i Anna Mucha (jako Ksenia).
Film opowiada o plemieniu kulturystycznych Barbarzyńców, którzy w krainie Wszechściemia uważani są za niepokonanych wojowników. Pewnego dnia prawie wszyscy trafiają do niewoli okrutnego księcia Zamordora, który jest bardzo żądny władzy nad światem. Na wolności pozostał Roman, który zdecydowanie różni się od swoich współplemieńców. Dlaczego ? A no dlatego, że jest on od nich niższy, brak mu muskulatury i jest tak zwaną chudziną, która przy delikatnym upadku mogłaby się uszkodzić. Jednak musi się wziąć w garść i zebrać wszystkie możliwe siły, by ruszyć z odsieczą uwięzionym barbarzyńcom. W wyprawie pełnej przygód towarzyszy mu bard Wrzaskier (który wbrew pozorom nie posiada zdolności do śpiewania), wojowniczka Ksenia oraz elf Lameras. Czy Romanowi uda się uratować przyjaciół ? I czy znajdzie w sobie odwagę i siłę by postawić się okrutnemu Zamordorowi ?
Mimo, iż jest to film animowany, zdecydowanie nie jest to bajka dla dzieci. Dużo scen jest nieprzyzwoitych, przepełnionych seksem. Same stroje bohaterów mówią same za siebie. A poza tym dzieci mogły by nie zrozumieć sensu wielu scen czy zdań. Jest to komedia i całkowicie się z tym zgadzam. Przez cały film uśmiech nie schodził mi z twarzy. Czesław Mozil idealnie pasował jako dubbing do roli Wrzaskiera. Niektórym film może wydawać się głupkowaty, lecz nie można powiedzieć że nie jest on zabawny.
Ubawiłam się oglądając "Romana Barbarzyńca", a to cenię sobie w komediach - że są śmieszne. Z chęcią obejrzałabym go jeszce raz. Dobry poprawiacz humoru :)
Film opowiada o plemieniu kulturystycznych Barbarzyńców, którzy w krainie Wszechściemia uważani są za niepokonanych wojowników. Pewnego dnia prawie wszyscy trafiają do niewoli okrutnego księcia Zamordora, który jest bardzo żądny władzy nad światem. Na wolności pozostał Roman, który zdecydowanie różni się od swoich współplemieńców. Dlaczego ? A no dlatego, że jest on od nich niższy, brak mu muskulatury i jest tak zwaną chudziną, która przy delikatnym upadku mogłaby się uszkodzić. Jednak musi się wziąć w garść i zebrać wszystkie możliwe siły, by ruszyć z odsieczą uwięzionym barbarzyńcom. W wyprawie pełnej przygód towarzyszy mu bard Wrzaskier (który wbrew pozorom nie posiada zdolności do śpiewania), wojowniczka Ksenia oraz elf Lameras. Czy Romanowi uda się uratować przyjaciół ? I czy znajdzie w sobie odwagę i siłę by postawić się okrutnemu Zamordorowi ?
Mimo, iż jest to film animowany, zdecydowanie nie jest to bajka dla dzieci. Dużo scen jest nieprzyzwoitych, przepełnionych seksem. Same stroje bohaterów mówią same za siebie. A poza tym dzieci mogły by nie zrozumieć sensu wielu scen czy zdań. Jest to komedia i całkowicie się z tym zgadzam. Przez cały film uśmiech nie schodził mi z twarzy. Czesław Mozil idealnie pasował jako dubbing do roli Wrzaskiera. Niektórym film może wydawać się głupkowaty, lecz nie można powiedzieć że nie jest on zabawny.
Ubawiłam się oglądając "Romana Barbarzyńca", a to cenię sobie w komediach - że są śmieszne. Z chęcią obejrzałabym go jeszce raz. Dobry poprawiacz humoru :)
środa, 3 kwietnia 2013
7 psychopatów
W zeszłym roku miałam okazję pójść z klasą do kina na film pt. "7 psychopatów". Jego reżyserem i scenarzystą zarazem jest Martin McDonagh. Swoją premierę w Polsce miał 30 listopada 2012 roku, zaś na świecie 7 września. W głównych rolach występują: Colin Farrell (jako Marty), Sam Rockwell (jako Billy) i Christopher Walken (jako Hans).
Opowiada on o scenarzyście Martym, który ma za zadanie napisać nowy scenariusz, lecz brak mu pomysłów. Zaczyna tworzyć go o tytule "Siedmiu psychopatów". Pomaga mu w tym jego najlepszy przyjaciel, bezrobotny aktor Billy. Dorabia on sobie jako złodziej psów. Lecz pewnego dnia kradnie on wraz ze swym wspólnikiem Hansem czworonoga nieodpowiedniej osobie. A mianowicie szalonemu gangsterowi Charliemu (Woody Harrelson), który obsesyjnie uwielbia swojego schitzu. Jest on w stanie zrobić wszystko, by odzyskać swojego pupila. Historia się komplikuje i wplątuje się w nią wiele osób, m.in Marty. Czy gangsterowi uda się odzyskać swojego psiaka ? Czy Marty napisze do końca swój scenariusz oraz kto stanie się jego bohaterami ? I jak zakończy się ta historia ?
Jest to komedia kryminalna, lecz dla mnie tylko z nazwy. Można się było tego spodziewać, gdyż jest to produkcja angielska, a angielski dowcip jest ciężki. Mało było momentów przy których bym się uśmiała. W większości sceny były "przesiąknięte" krwią i brutalnością, co wzbudzało u mnie wręcz obrzydzenie. Dialogi również nie powalają. Zaletą tego filmu jest fakt, że jest to zupełnie nowa kompozycja, niepodobna do innych, a reżyser wykazał się kreatywnością.
Uwielbiam oglądać komedie, lecz na tej się zawiodłam. Nie poszłabym na nią do kina drugi raz, gdyż dla mnie było to wyrzucenie pieniędzy w błoto. Może komuś się podoba się tego typu film, lecz mojego serca on nie zdobył.
Opowiada on o scenarzyście Martym, który ma za zadanie napisać nowy scenariusz, lecz brak mu pomysłów. Zaczyna tworzyć go o tytule "Siedmiu psychopatów". Pomaga mu w tym jego najlepszy przyjaciel, bezrobotny aktor Billy. Dorabia on sobie jako złodziej psów. Lecz pewnego dnia kradnie on wraz ze swym wspólnikiem Hansem czworonoga nieodpowiedniej osobie. A mianowicie szalonemu gangsterowi Charliemu (Woody Harrelson), który obsesyjnie uwielbia swojego schitzu. Jest on w stanie zrobić wszystko, by odzyskać swojego pupila. Historia się komplikuje i wplątuje się w nią wiele osób, m.in Marty. Czy gangsterowi uda się odzyskać swojego psiaka ? Czy Marty napisze do końca swój scenariusz oraz kto stanie się jego bohaterami ? I jak zakończy się ta historia ?
Jest to komedia kryminalna, lecz dla mnie tylko z nazwy. Można się było tego spodziewać, gdyż jest to produkcja angielska, a angielski dowcip jest ciężki. Mało było momentów przy których bym się uśmiała. W większości sceny były "przesiąknięte" krwią i brutalnością, co wzbudzało u mnie wręcz obrzydzenie. Dialogi również nie powalają. Zaletą tego filmu jest fakt, że jest to zupełnie nowa kompozycja, niepodobna do innych, a reżyser wykazał się kreatywnością.
Uwielbiam oglądać komedie, lecz na tej się zawiodłam. Nie poszłabym na nią do kina drugi raz, gdyż dla mnie było to wyrzucenie pieniędzy w błoto. Może komuś się podoba się tego typu film, lecz mojego serca on nie zdobył.
wtorek, 2 kwietnia 2013
Avatar
W święta wielkanocne miałam okazję obejrzeć film Avatar w 3D. Reżyserem jak i scenarzystą jest James Cameron, twórca znanego wszystkim filmu pt. Titanic. Jest to film Sci-Fi. Swoją premierę miał 25 grudnia 2009 roku w Polsce, a na świecie 10 grudnia tego samego roku. W rolach głównych występują m.in Sam Worthington jako Jake Sully, Zoe Saldana jako Neytiri, Sigourney Weaver jako Dr Grace Augustine, Michelle Rodriguez jako Trudy Chacon.
Akcja filmu rozgrywa się w 2154 roku, a więc w przyszłości. Główny bohater Jake Sully, jest sparaliżowany od pasa w dół. Po śmierci swojego brata bliźniaka, ze względu na takie samo DNA, dostaje propozycję pracy za swojego brata w korporacji w ramach programu Avatar. Ma on miejsce na księżycu gazowego giganta w układzie Alfa Centauri – Pandorze, zamieszkanym przez rasę humanoidalnych Na'vi. Z DNA tej rasy oraz DNA ludzi hoduje się ciała zwane avatarami. Ludziom z korporacji głównie zależy na jakiś drogich kamieniach, które są na terenie zamieszkiwamym przez Na'vi. Jake dostaje zadanie by zdobyć zaufanie tej rasy i namówić ich do przeprowadzki, przeniesienia się w inne miejsce, tak by ułatwić dostęp ziemianinom do złoży tych drogocennych kamieni. Poznaje Neytiri, jedną z Na'vi, która uczy go ich zwyczajów. Czy uda mu się zdobyć zaufanie plemienia ? Co go będzie łączyło z Neytiri ? I czy spełni postawione mu zadanie ?
Avatar jest robiony głównie techniką komputerową, lecz mimo to wygląda bajecznie. Jest w 3D, co daje mu naprawde niesamowite efekty. Elementy przyrody na Pandorze są bardzo ładne i zadziwiają, można poczuć się jak w bajce. Ten film myślę że wzbudza wiele emocji, przynajmniej u mnie. Czasem człowiek się lekko zaśmieje lub uśmiechnie, a czasem zrobi się smutny i zakręci mu się łza w oku. Każdy element wydaje się być idealnie dopasowany, bez żadnych niedociągnięć.
Mimo iż nie jestem fanką tego typu filmów, ten przypadł mi do gustu. Nie dziwię się że został on niejednokrotnie nagrodzony. Robi on duże wrażenie i pokazuje, że ludzka wyobraźnia nie zna granic. To niesamowite że ktoś wymyślił coś takiego. Polecam ten film każdemu, uwierzcie mi, nawet jak nie lubicie Sci-Fi, to polubicie go.
"Intruz" - info
Hej, 5 kwietnia do kin wchodzi ekranizacja książki Stephenie Meyer - Intruz. Muszę przyznać, że jej książka leży na mojej półce już chyba od 3 lat i wciąż jej nie przeczytałam. Rozpoczynałam próby, lecz zawsze kończyły się one przeczytaniem może 10 stron. W każde wakacje mówię sobie - wezmę się w garść i przeczytam "Intruza" , w końcu mam 2 miesiące. - i nigdy mój cel nie dotarł do końca :) Więc może obejrzenie filmu zachęci mnie do jej przeczytania. Tak wiem, wiem. Najpierw powinna być książka, a potem film. No ale trudno.... Mam nadzieję że moje plany pójścia na to do kina wypalą i będę mogła się z wami podzielić swoją opinią. Trzymajcie kciuki ;)
Zmierzch Przed Świtem cz.2 - RECENZJA
Witam was po długiej, długiej przerwie. Jeżeli ktoś to czyta to bardzo mi miło. Zachęcam was do głosowania w mojej ankiecie, dzięki której dowiem się czy komu kolwiek podoba się mój blog :) Przyznam się, że nowe posty nie pojawiały się przez moje malutkie lenistwo, ale również przez dużą ilość nauki, testów, kartkówek itp. , spowodowanych chodzeniem do trzeciej klasy gimnazjum. No dobra koniec tłumaczeń, czas przejść do konkretów....
W listopadzie byłam w kinie na drugiej części Przed Świtem, sagi Zmierzch. Było to dzień po premierze, która miała miejsce 16 listopada 2012 roku w Polsce, na świecie zaś 2 dni wcześniej. Reżyserem jest twórca poprzedniej części - Bill Condon. Obsada się nie zmieniła, pojawiła się tylko Mackenzie Foy grająca Renesmee, córkę Edwarda i Belli.
Film zaczyna się w tym samym miejscu, w którym skończyła się poprzednia część, czyli na otwarciu przez Bellę oczu o ładnej, czerwonej barwie, świadczących o jej przemianie w wampira. Można by powiedzieć że teraz są szczęśliwą rodziną, wreszcie mogą żyć normalnie, kochać się, mają prześliczny owoc swojej miłości. Lecz nadciąga na nich niebezpieczeństwo, ogromne zagrożenie, które może przerwać ich szczęście. Mowa tu o dobrze nam znanym Volturi, którzy myślą że Renesmee jest nieśmiertelnym dzieckiem, których tworzenie jest zabronione. Nie wiedzą, że taka się urodziła i chcą ją zabić. Wszyscy szykują się na walkę z Volturi. Cullenowie zwołują wszystkie znane im wampiry z całego świata, aby ci potwierdzili, że dziecko Belli i Edwarda normalnie się rozwija i nie jest tym za kogo uważają je Volturi. Czy dojdzie do walki ? I czy uda się uratować Renesmee od śmierci ?
Wejściówka do filmu zrobiła na mnie wrażenie i zapowiadała naprawdę ciekawych 115 minut filmu. Muszę powiedzieć, że postać Belli wyglądała zjawiskowo. Zazwyczaj ubierająca się jak chłopczyca w szarobure ubrania, nie sprawiała wrażenia zbytnio atrakcyjnej. Jednak w tej części stała się elegancką, seksowną kobietą, na którą wzrok przeniósł by nie jeden mężczyzna. Niezwykle rozbawiła mnie scena, w której Jacob (Taylor Lautner) ujawnia ojcu Belli swoją wilczą naturę. Oczywiście by to zrobić musiał zdjąć ubrania, mina ojca Belli i jego komentarze - bezcenne :) Był też moment zaskoczenia, ale o nim nie mogę opowiedzieć, gdyż zdradziłabym wam zbyt wiele. Powiem tylko tyle, moje oczy przy tym momencie zwiększyły się chyba dwukrotnie, a szczęka opadła do podłogi :) Jak zwykle w seansie towarzyszyła nam przyjemna muzyka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)